czwartek, 21 kwietnia 2016

Od Takeru cd Akane

- Cholera. - Parsknąłem cicho, zrzucając z pleców niewielką, skórzaną torbę, która powinna mieć wybuchową zawartość.
Nie miała. Zapomniałem, że przecież byliśmy nieuzbrojeni. Nie wiem, dlaczego nie miałem wcześniej podejrzeń do tej misji. Wyruszanie w celu podłożenia bomby, zabierając jedynie ją samą jest co najmniej niewyobrażalnie głupie i nieprzemyślane. Spojrzałem na kuzynkę. Wtedy do mnie dotarło, że mimo tego, iż wyruszaliśmy bezbronni, już tacy nie jesteśmy. W końcu ta mała, płacząca dziewczynka nie została ogłuszona powietrzem.
- Chodź! Ja lecę po małą, ty pilnuj pleców. - Wdrapałem się po szerokiej, chwiejnej, metalowej drabinie na górę budynku.
- I może frytki do tego? - Mruknęła Akane. Właściwie niezbyt się tym przejąłem, bo doskonale wiedziałem, że i tak mnie tam nie zostawi. No, przynajmniej nie powinna. 
Cały czas wchodząc po szczeblach usłyszałem kroki. Unikatowi, cudownie. Na prawdę, chyba powinienem był do nich dołączyć, zamiast udawać jakiegoś bohaterskiego rebelianta. Wtedy przynajmniej miałbym jakieś miejsce do życia i nie musiałbym wiecznie spać na kilku warstwach koców w podziemnych pomieszczeniach. Mógłbym też bez żadnych ograniczeń poruszać się po powierzchni... No, ale w zamian za to, stale miałbym na sobie te paskudne uniformy. Ta myśl skutecznie przezwyciężała próżność i ukochane luksusy.
- Trzymaj. Zamiana ról. - Dziewczyna rzuciła mi broń i błyskawicznie prześlizgnęła się obok mnie. Z karabinem w jednej z rąk wchodziło się zdecydowanie ciężej, ale przynajmniej czułem się nieco pewniej.
Akane wdrapała się na górę tuż przede mną. Od razu podniosłem pistolet na wysokość oczu i rozglądałem się dookoła. Unikatowych ani śladu, a dziecko leżało tuż obok. Właściwie, to było nieco zbyt spokojnie - w końcu przed chwilą podłożyliśmy bombę tuż pod ich siedzibą, co było posunięciem oznaczającym dla nich dość dużą obrazę.. Powinniśmy mieć więc chyba jakieś podejrzenia, ale podwładni rządu nie są raczej tak inteligentni, by przygotowywać skuteczną zasadzkę. Przynajmniej tak twierdzi większość Podziemnych. Dlatego właśnie dziewczyna bez problemu podbiegła do tej małej, leżącej bez ruchu ofiary losu, po czym podniosła ją i wycofała się. Nieco się uspokoiłem, ale cały czas trzymałem karabin wysoko, celując w miejsce, w którym mógł pojawić się każdy, nawet najdelikatniejszy ruch. W końcu nacisnąłem spust, trafiając w klatkę piersiową rosłego mężczyzny w uniformie. Zanim zdążyłem oddać następny strzał, tuż za nim pojawiło się kilka podobnych osobników. Akane właśnie ześlizgiwała się po drabinie z kilkulatką na plecach. Ruszyłem w jej ślady, mając nadzieję, że tym razem wszystko pójdzie dobrze.
< Akane?>

piątek, 15 kwietnia 2016

Od Nereshy cd. Alex

Zignorowałam słowa dziewczyny. Zaczęłam myśleć, jak się uwolnić, bo ona mi raczej nie pomoże. Shirley też mnie nie uratuje, więc muszę sobie poradzić sama. Swoją drogą, mogłabym ją wyszkolić... Rozmyślania przerwał mi nasilający się ból w kostce. Niemożliwe, że zapomniałam, iż wiszę głową w dół.  Ale czy to ma jakieś znaczenie? Zdecydowanie nie.  Obmacałam wszystkie kieszenie w poszukiwaniu czegoś ostrego. Scyzoryk? Może być, lepsze to, niż grot strzały. Zaczęłam mozolnie ciąć linę. Białowłosa przyglądała się temu w milczeniu. Po paru minutach osiągnęłam cel. Upadłam na tyłek, ale rozmasowałam bolące miejsce, rzuciłam dziewczynie mało przyjemnie spojrzenie i bez słowa wyszłam na powierzchnię. Zostałam tam sunię husky, która cierpliwie na mnie czekała. Po cichu podążałam uliczkami, które były mniej obstawianie przez Unikatowych. Nagle zaskoczyło mnie czyjeś pchnięcie. Zdziwiona odskoczyłam pod ścianę jednej ze ślepych uliczek, ale już na następnym momencie zrozumiałam, że był to błąd. Jedyną drogę ucieczki odgradzali mi dwaj, może parę lat starsi odemnie, uzbrojeni w karabiny, Unikatowi. Ukrywając strach, uśmiechnęłam się złośliwie i zapytałam:
-Aż taka jestem straszna, że musicie mnie atakować we dwóch, w dodatku od tyłu?
Zignorowali moje pytanie, więc chwyciłam pewniej łuk, wyjęłam strzałę i wycelowałam w jednego z chłopaków.
Jak na zawołanie, obydwaj wybuchli śmiechem.
-Myślisz, że tym krzywym łuczkiem coś mi zrobisz? -wysapał ten, w którego celowałam.
-Rzuć broń, a może nic ci nie zrobimy. -powiedział drugi.
-Kłamać Was nie uczyli, co? -parsknęłam.
-Rzuć broń. -powtórzył unikatowy z obrzydliwym spokojem.
-A jak nie? -droczyłam się z nim, starając się odwlec to, co nieuniknione. Powiedzmy sobie szczerze: w tym starciu nie miałam szans.
-Hmmmm.. Pomyślmy... -zaczął brunet.
-Powinnam zacząć używać czegoś nowocześniejszego.. -mruknęłam pod nosem, zerkając na swój łuk i jednocześnie spuszczając oczu z chłopaków.

Alex?