Nie miała. Zapomniałem, że przecież byliśmy nieuzbrojeni. Nie wiem, dlaczego nie miałem wcześniej podejrzeń do tej misji. Wyruszanie w celu podłożenia bomby, zabierając jedynie ją samą jest co najmniej niewyobrażalnie głupie i nieprzemyślane. Spojrzałem na kuzynkę. Wtedy do mnie dotarło, że mimo tego, iż wyruszaliśmy bezbronni, już tacy nie jesteśmy. W końcu ta mała, płacząca dziewczynka nie została ogłuszona powietrzem.
- Chodź! Ja lecę po małą, ty pilnuj pleców. - Wdrapałem się po szerokiej, chwiejnej, metalowej drabinie na górę budynku.
- I może frytki do tego? - Mruknęła Akane. Właściwie niezbyt się tym przejąłem, bo doskonale wiedziałem, że i tak mnie tam nie zostawi. No, przynajmniej nie powinna.
Cały czas wchodząc po szczeblach usłyszałem kroki. Unikatowi, cudownie. Na prawdę, chyba powinienem był do nich dołączyć, zamiast udawać jakiegoś bohaterskiego rebelianta. Wtedy przynajmniej miałbym jakieś miejsce do życia i nie musiałbym wiecznie spać na kilku warstwach koców w podziemnych pomieszczeniach. Mógłbym też bez żadnych ograniczeń poruszać się po powierzchni... No, ale w zamian za to, stale miałbym na sobie te paskudne uniformy. Ta myśl skutecznie przezwyciężała próżność i ukochane luksusy.
- Trzymaj. Zamiana ról. - Dziewczyna rzuciła mi broń i błyskawicznie prześlizgnęła się obok mnie. Z karabinem w jednej z rąk wchodziło się zdecydowanie ciężej, ale przynajmniej czułem się nieco pewniej.
Akane wdrapała się na górę tuż przede mną. Od razu podniosłem pistolet na wysokość oczu i rozglądałem się dookoła. Unikatowych ani śladu, a dziecko leżało tuż obok. Właściwie, to było nieco zbyt spokojnie - w końcu przed chwilą podłożyliśmy bombę tuż pod ich siedzibą, co było posunięciem oznaczającym dla nich dość dużą obrazę.. Powinniśmy mieć więc chyba jakieś podejrzenia, ale podwładni rządu nie są raczej tak inteligentni, by przygotowywać skuteczną zasadzkę. Przynajmniej tak twierdzi większość Podziemnych. Dlatego właśnie dziewczyna bez problemu podbiegła do tej małej, leżącej bez ruchu ofiary losu, po czym podniosła ją i wycofała się. Nieco się uspokoiłem, ale cały czas trzymałem karabin wysoko, celując w miejsce, w którym mógł pojawić się każdy, nawet najdelikatniejszy ruch. W końcu nacisnąłem spust, trafiając w klatkę piersiową rosłego mężczyzny w uniformie. Zanim zdążyłem oddać następny strzał, tuż za nim pojawiło się kilka podobnych osobników. Akane właśnie ześlizgiwała się po drabinie z kilkulatką na plecach. Ruszyłem w jej ślady, mając nadzieję, że tym razem wszystko pójdzie dobrze.
< Akane?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz