czwartek, 21 kwietnia 2016

Od Takeru cd Akane

- Cholera. - Parsknąłem cicho, zrzucając z pleców niewielką, skórzaną torbę, która powinna mieć wybuchową zawartość.
Nie miała. Zapomniałem, że przecież byliśmy nieuzbrojeni. Nie wiem, dlaczego nie miałem wcześniej podejrzeń do tej misji. Wyruszanie w celu podłożenia bomby, zabierając jedynie ją samą jest co najmniej niewyobrażalnie głupie i nieprzemyślane. Spojrzałem na kuzynkę. Wtedy do mnie dotarło, że mimo tego, iż wyruszaliśmy bezbronni, już tacy nie jesteśmy. W końcu ta mała, płacząca dziewczynka nie została ogłuszona powietrzem.
- Chodź! Ja lecę po małą, ty pilnuj pleców. - Wdrapałem się po szerokiej, chwiejnej, metalowej drabinie na górę budynku.
- I może frytki do tego? - Mruknęła Akane. Właściwie niezbyt się tym przejąłem, bo doskonale wiedziałem, że i tak mnie tam nie zostawi. No, przynajmniej nie powinna. 
Cały czas wchodząc po szczeblach usłyszałem kroki. Unikatowi, cudownie. Na prawdę, chyba powinienem był do nich dołączyć, zamiast udawać jakiegoś bohaterskiego rebelianta. Wtedy przynajmniej miałbym jakieś miejsce do życia i nie musiałbym wiecznie spać na kilku warstwach koców w podziemnych pomieszczeniach. Mógłbym też bez żadnych ograniczeń poruszać się po powierzchni... No, ale w zamian za to, stale miałbym na sobie te paskudne uniformy. Ta myśl skutecznie przezwyciężała próżność i ukochane luksusy.
- Trzymaj. Zamiana ról. - Dziewczyna rzuciła mi broń i błyskawicznie prześlizgnęła się obok mnie. Z karabinem w jednej z rąk wchodziło się zdecydowanie ciężej, ale przynajmniej czułem się nieco pewniej.
Akane wdrapała się na górę tuż przede mną. Od razu podniosłem pistolet na wysokość oczu i rozglądałem się dookoła. Unikatowych ani śladu, a dziecko leżało tuż obok. Właściwie, to było nieco zbyt spokojnie - w końcu przed chwilą podłożyliśmy bombę tuż pod ich siedzibą, co było posunięciem oznaczającym dla nich dość dużą obrazę.. Powinniśmy mieć więc chyba jakieś podejrzenia, ale podwładni rządu nie są raczej tak inteligentni, by przygotowywać skuteczną zasadzkę. Przynajmniej tak twierdzi większość Podziemnych. Dlatego właśnie dziewczyna bez problemu podbiegła do tej małej, leżącej bez ruchu ofiary losu, po czym podniosła ją i wycofała się. Nieco się uspokoiłem, ale cały czas trzymałem karabin wysoko, celując w miejsce, w którym mógł pojawić się każdy, nawet najdelikatniejszy ruch. W końcu nacisnąłem spust, trafiając w klatkę piersiową rosłego mężczyzny w uniformie. Zanim zdążyłem oddać następny strzał, tuż za nim pojawiło się kilka podobnych osobników. Akane właśnie ześlizgiwała się po drabinie z kilkulatką na plecach. Ruszyłem w jej ślady, mając nadzieję, że tym razem wszystko pójdzie dobrze.
< Akane?>

piątek, 15 kwietnia 2016

Od Nereshy cd. Alex

Zignorowałam słowa dziewczyny. Zaczęłam myśleć, jak się uwolnić, bo ona mi raczej nie pomoże. Shirley też mnie nie uratuje, więc muszę sobie poradzić sama. Swoją drogą, mogłabym ją wyszkolić... Rozmyślania przerwał mi nasilający się ból w kostce. Niemożliwe, że zapomniałam, iż wiszę głową w dół.  Ale czy to ma jakieś znaczenie? Zdecydowanie nie.  Obmacałam wszystkie kieszenie w poszukiwaniu czegoś ostrego. Scyzoryk? Może być, lepsze to, niż grot strzały. Zaczęłam mozolnie ciąć linę. Białowłosa przyglądała się temu w milczeniu. Po paru minutach osiągnęłam cel. Upadłam na tyłek, ale rozmasowałam bolące miejsce, rzuciłam dziewczynie mało przyjemnie spojrzenie i bez słowa wyszłam na powierzchnię. Zostałam tam sunię husky, która cierpliwie na mnie czekała. Po cichu podążałam uliczkami, które były mniej obstawianie przez Unikatowych. Nagle zaskoczyło mnie czyjeś pchnięcie. Zdziwiona odskoczyłam pod ścianę jednej ze ślepych uliczek, ale już na następnym momencie zrozumiałam, że był to błąd. Jedyną drogę ucieczki odgradzali mi dwaj, może parę lat starsi odemnie, uzbrojeni w karabiny, Unikatowi. Ukrywając strach, uśmiechnęłam się złośliwie i zapytałam:
-Aż taka jestem straszna, że musicie mnie atakować we dwóch, w dodatku od tyłu?
Zignorowali moje pytanie, więc chwyciłam pewniej łuk, wyjęłam strzałę i wycelowałam w jednego z chłopaków.
Jak na zawołanie, obydwaj wybuchli śmiechem.
-Myślisz, że tym krzywym łuczkiem coś mi zrobisz? -wysapał ten, w którego celowałam.
-Rzuć broń, a może nic ci nie zrobimy. -powiedział drugi.
-Kłamać Was nie uczyli, co? -parsknęłam.
-Rzuć broń. -powtórzył unikatowy z obrzydliwym spokojem.
-A jak nie? -droczyłam się z nim, starając się odwlec to, co nieuniknione. Powiedzmy sobie szczerze: w tym starciu nie miałam szans.
-Hmmmm.. Pomyślmy... -zaczął brunet.
-Powinnam zacząć używać czegoś nowocześniejszego.. -mruknęłam pod nosem, zerkając na swój łuk i jednocześnie spuszczając oczu z chłopaków.

Alex?

niedziela, 20 marca 2016

Od Alex cd. Nereshy

Białowłosa spojrzała w stronę strzały, do której podeszła. Koniuszkami palców przejechała po niej, a następnie robiąc jeden wielki krok nad chłopakiem ruszyła w stronę wystrzału. Słyszała, że ktoś wspina się ponownie na drzewo, więc stanęła w miejscu, odliczyła do trzech. Odsunęła się w bok, by uniknąć zderzenia z wcześniej napotkaną osobą. Zaśmiała się.
- Och, Wendy. Polować na Dzwoneczka? Nie wystarczy ci, że już upolowałaś sobie Piotrusia? - schyliła się do dziewczyny, która syknęła z bólu, po czym się wyprostowała.
- Nie jestem żadna Wendy! - krzyknęła podnosząc się.
- Ciszej. Głucha jeszcze nie jestem, oraz nie chce mieć teraz kłopotów na głowie. Dziś miałam inne plany. Więc nie będę ci już przeszkadzać i... zniknę gdzieś w lesie, by odnaleźć Zagubionych Chłopców. - obróciła się, lecz na ramieniu poczuła czyjś dotyk. - Uwaga, bo psy skrzydeł nie posiadają i na cztery łapy nie spadają. 
Nowej znajomej powiększyły się źrenice, więc puściła buntowniczkę, by móc złapać swego czworonożnego przyjaciela. Kolejny pies. Zero kotów. Jeśli musiałaby wybierać to szczerze woli koty. Gdy ta była zajęta, Alex ponownie zniknęła wśród krzaków. Wiedziała oczywiście, że nowa będzie za nią łazić szczególnie po tym nazwaniu ją Wendy. W głowie natomiast zaczął rodzić się niewielki aczkolwiek podstępny pomysł. Po drodze zbierała jak najcieńsze gałęzie oraz małe kamyczki o delikatnej powłoce i ładnym połysku. Skręciła w stronę jeziora, przy którym kucnęła. Wzięła oddech, a następnie ruszyła dalej robiąc slalomy dla zmylenia. Idąc dalej, zostawiła za sobą parę podpowiedzi, a raczej strzałek, które wisiały na drzewach ewentualnie leżały na ziemi. Końcowa droga prowadziła do miasta, a raczej do kanałów, w których zaczęła pomagać jej pomysłowi ujrzeć paskudny świat. W jednym z kawałów schowała swą pułapkę składającą się tylko z sznurka. Zaczaiła się, by móc odczekać.
Nagle dziewczyna się ubudziła słysząc, że ktoś się szamocze. Ktoś, kto wpadł w jej pułapkę. Wyszła z ukrycia, by obejrzeć swą zdobycz.
- I tak ci się nie uda. Zbyt gruba i solidna lina, a po drugie mogłaś nie łazić za mną jak pies za zombie czekający jak mu ręka odpadnie, by móc ją wziąć i zjeść w spokoju. - oparła się patrząc na dyndającą z góry dziewczynę.

<Neresha? Przepraszam, że krótkie. Za długa przerwa^^ > 

czwartek, 17 marca 2016

Od Akane cd. Takeru

Boże, co za bachor. Mała dziewczynka darła się wniebogłosy. Jeszcze nam tylko brakowało, żeby nas wykryli. W Takeru odezwał się matczyny instynkt, szkoda tylko, że wyłączył się chwile po tym kiedy mała obśliniła mu całą koszulkę. Biegłam dosłownie dwa lub trzy metry przed nim, chłopak na próżno mnie gonił, dziewczynka skutecznie go obciążała. Takeru robił się czerwony na twarzy. Zatrzymałam się, niech mnie biedaczek dogoni, wyglądał tak jakby zaraz miał rzucić tą dziewczynką niczym jakimś mięsem armatnim. Zrównał się z mną, dysząc głośno uparcie targał bachora na plecach. Dziewczynka ryczała jak zarzynana świnia. Takeru najwidoczniej powstrzymywał się od ukręcenia jej łba, zamachnęłam się trzymaną przeze mnie bronią i gładką częścią ogłuszyłam drącą się dziewczynkę. Że też nie mogła zginąć razem z rodzicami. Wreszcie zapadła cisza, oczywiście jeśli nie liczyć krzyków innych ludzi. Głowa dziewczynki opadła na ramię Takeru.
- Wreszcie! – powiedział zadowolony.
Wyprzedził mnie jednak po chwili zatrzymał się nagle. Tuż przed nim przeleciał pocisk z karabinu. Spojrzałam na dach jednego z budynków, na którym ukrywało się kilku Unikatowych. Szybko nas znaleźli, pewnie przez tą gówniarę. Puściliśmy się biegiem, byleby uciec od strzelających żołnierzy. Schowaliśmy się w zaułku, Takeru wyciągnął niewielką mapkę z kieszeni, była cała pomięta, gdzieniegdzie porwana. Rozejrzał się dookoła.
- Tam idziemy – oznajmił wskazując na zachód.  
Spojrzałam na niego nie ukrywając niezadowolenia.
- Oh tak! Ty wydaj rozkaz, księżniczko na ziarnku grochu – wykrzyczał mi w twarz. – Możemy już iść czy dalej będziesz wybrzydzać, że raz na jakiś czas to ja wydam rozkaz.
- Pff – prychnęłam odwracając wzrok – chodź, chyba, że masz zamiar tu zdechnąć – wysyczałam pukając go w czoło.
Takeru miał chyba ochotę mnie zamordować, cóż, kiedy indziej, pociągnęłam go za rękę. W miejscu gdzie wcześniej staliśmy wylądowały nietrafione pociski. Przebiegliśmy kilkanaście metrów kiedy zauważyliśmy właz w ziemi. Rozglądałam się dookoła czy nikt aby nie ma nas na muszce. Takeru odsunął ciężką pokrywę i zniknął pod ziemią. Chile później ja też się tam znalazłam. Chłopak włączył lekko świecącą latarkę i poświecił  mi światłem w twarz. Zmrużyłam oczy. Przyglądałam się Takeru przez dłuższą chwilę, czegoś mi brakowało.
- GDZIE JEST DZIEWCZYNKA?!
Ta mała gówniara została na górze, cudownie. 

<Takeru?>

poniedziałek, 14 marca 2016

Informacja

Pojawiła się propozycja by dawać członkom bloga "Autorów" tak, by każdy mógł opublikować swoje opowiadanie nie czekając na administratorki, które nie zawsze mają na to czas. Tak więc pod tym postem w komentarzach możecie podawać swoje maile (o ile chcecie oczywiście).
Dodatkowo, jeśli ktoś nie chce dodawać opowiadań samodzielnie niech wysyła je na howrse na konto założone specjalnie do tego celu - link.

Od Nereshy cd. Alex i Kazuyoshi'ego

Po jakimś czasie zrezygnowałam z gonitwy, która w sumie od razu była skazana na niepowodzenie. Wlazłam na pierwsze drzewo, które przypadło mi do gustu i obowiązkowo zabrałam ze sobą suczkę Husky.
-Skoro już i tak wszędzie za mną chodzisz, to chyba powinnam wymyślić ci jakieś imię... Może... Shirley? Tak. Podoba mi się. A tobie? - Zapytałam suczki.
Ona tylko entuzjastycznie pomachała ogonkiem.
-Uznam to za tak. - oznajmiłam, uśmiechając się.
Shiri wlazła mi na kolana, a ja odłamalam odpowiednią według mnie gałązkę, wyciągnęłam scyzoryk i zaczęłam tworzyć nowy łuk. Bo gdzie tu teraz znajdę nowy, robiony maszynowo łuk!? Gdy skończyłam rzeźbić, zostało mi tylko znaleźć coś, co posłuży mi za cięciwę. Zlazłam z drzewa i rozejrzałam się. Znalazłam coś, co z braku-laku mogło być. Wróciłam do mojej tymczasowej bazy wypadowej i zamocowałam cięciwę. Teraz tylko przydałoby się ten mój pseudo-łuk wypróbować. Zauważyłam dziewczynę, którą  wcześniej goniłam. Uśmiechnęłam się złośliwie. Nie chciałam jej zabić, a jedynie lekko zranić. Naciągnęłam cięciwę i czekałam na odpowiedni moment. Gdy wypuściłam strzałę, ta ze świstem przecięła powietrze. Pocisk minął cel mojego ataku o włos. Zaklnęłam pod nosem. Dziewczyna obróciła się w kierunku , z którego wyleciała strzała.
~*~
Rozmyślałam, idąc pustą uliczką z łukiem w ręku i kołczanem przewieszonym przez ramię. Shirley grzecznie dreptała za mną. Czy ten dzień mógłby być dziwniejszy? W ciągu jednego dnia, przeżyłam bombę przeciwpiechotną, zdobyłam w psie przyjaciela, w kimś swojej rasy pewnie wroga, straciłam ulubiony łuk, sprawiłam sobie nowy.. Chyba nic mnie już dziś nie zaskoczy.. Z zamyślenia wyrwał mnie upadek na plecy i przygniecenie przez jakiegoś faceta. Co jak co, ale był dosyć ciężki.
-Czy byłbyś taki miły i zszedłbyś ze mnie? - zapytałam tak głośno, na ile pozwalało mi ograniczenie dopływu powietrza.

<Alex? Kazu?>


niedziela, 13 marca 2016

Od Kazuyoshi'ego do kogoś

"- Możesz przestać za mną łazić? - zapytałam szeptem.
- Najpierw musisz coś dla mnie zrobić. - odparł duch martwego chłopca, który od jakiegoś czasu łaził za mną. - Tylko ty mnie widzisz. Znasz może niskiego blondyna, ma z 16 lat, ma na imię Hino Sai. - zamilkłam. Kiwnęłam głową po namyśle. - Zaprowadź mnie do niego. Muszę mu coś powiedzieć, a ty mu to powiesz. On mnie nie usłyszy. - powiedział wręcz z błagalnym głosem. Zmierzyłam chłopca wzrokiem, po czym kiwnęłam głową. Ruszyłam w stronę szkoły. Znałam tego chłopaka, czasem mu przynosiłam notatki z lekcji, bo on z nikim nie rozmawia, prócz ze mną. A to tylko dlatego, że mu pomogłam. W czym? W samoobronie. Nauczyłam go walki i teraz nikt się nad nim nie pastwi. Ale nic więcej, rzadko z nim gadam. - Idziemy do niego teraz? - kiwnęłam głową i spojrzałam na niego, przez co nie zauważyłam tajemniczego nieznajomego, z którym po chwili się zderzyłam lądując na ziemi, pod nim. Zabolała mnie głowa i łokcie, oraz tyłek. Takie niespodziewane upadki są najgorsze. Usłyszałam tylko miauczenie, a po chwili osoba ze mnie zeszła.
- Przepraszam. Nie zauważyłem cię. - odparł i podał mi rękę. Złapałam się wpierw za głowę i wskazałam palcem wskazującym, aby zaczekał. Siedziałam tak z kilka sekund, może z pięć, aż mi głowa przestała pulsować, znowu widziałam normalnie i nie kręciło mi się w głowie. Przyjęłam pomoc chłopaka.
- Jak ty chodzisz?! - usłyszałam głos tego chłopca, który jeszcze mnie nie opuścił. Spojrzałam na niego kątem oka.
- Mógłbyś następnym razem uważać. - powiedziałam spokojnie."

Otworzyłem oczy. "Znowu dziwny sen" pomyślałem. Czasem śnię jako dziewczyna, która widzi duchy, a innych przykładów nie chce mi się wymieniać. I tak to jest. Wstałem leniwie z łóżka, którym w prawdzie była podłoga, pokryta kocem z cienką poduszką pod głowę. Było dopiero po siódmej, więc słońce już pojawiło się na niebie oświetlając wszystko. Wszedłem do łazienki, gdzie się ogarnąłem. Wyszedłem z niej już ogarnięty, ubrany, a następnie skierowałem się do kuchni. Tam jedynie zrobiłem sobie herbatę, z dwoma łyżeczkami cukru, bez cytryny, a w czasie parzenia wody, zacząłem robić sobie kanapki z mięsem, pomidorem i sałatą. Zjadłem tylko jedną, bo głodny zbyt nie byłym. Gdy wypiłem herbatę, wyszedłem z domu. Przeszył mnie zimny wiatr, więc się wróciłem po kurtkę.
Kroczyłem chodnikiem zamyślony, aż nagle się poślizgnąłem na śliskim lodzie, który znajdował się na chodniku. Po przejechaniu kilku metrów, od razu na kogoś wpadłem, waląc komuś w nogi. W ten właśnie sposób tajemnicza osoba spadła na mnie.
<Ktoś się skusi?>

sobota, 12 marca 2016

Od Alex cd. Nereshy

Dziewczyna zaczęła podążać za jednym z Unikatowych w miarę możliwości dobrej odległości, by jej nie zobaczył. Była ciekawa młodego chłopaka, który aktualnie nerwowo aczkolwiek stanowczo się rozglądał w poszukiwaniu intruzów z ciężką bronią w dłoniach. W pewnej chwili zrezygnowała z obserwacji, więc po cichu się wycofała, by zniknąć w parę sekund za drzewami. Ręce włożyła do kieszeni, a wzrok wbiła w zimie na której gdzie nie gdzie znajdowała się bujna jak i zielona trawa. Miała głupie uczucie, że ktoś ją obserwuje i czeka na dobrą okazję na nieprzyjną niespodziankę, która zapewne jak nie teraz to później na nią będzie czekać. Przyspieszyła kroku. Nagle rozległ się głośny huk. Huk wywołany uaktywnieniem, wybuchem bomby przeciwpiechotnej. Co za idiota wlazł na takie ustrojstwo?! spytała samą siebie, po czym ruszyła w kierunku źródła głośnego dźwięku. Nastąpił kolejny wybuch na co buntowniczka szybko zareagowała i rzuciła się biegiem. Oczywiście mogła to zignorować, lecz na świecie jest więcej Zarażonych, którzy mogą się rozprzestrzeniać poprzez ugryzienie zdrowych niż ludzi. Trza jakoś podtrzymać jeszcze gatunek, lecz nie na przyjemnościach tylko na ratowaniu siebie nawzajem. Jeśli chodzi o przyjemności to czasu na nie nie ma, a po drugie to nie w jej stylu.
Będąc na miejscu ujrzała dziewczynę z rozwaloną głową oraz szczeniaka, który teraz radośnie się przyglądał poszkodowanej osobie. Oparła się o drzewo i przyglądała jak nieznajoma trudzi się z zbieraniem pozostałości po swej dawnej broni. Śmieszyło ją to.
- Kim jesteś? Pokaż się! - oznajmiła nieznajoma wiedząc, że nie jest sama.
- Wróżka z Piotrusia Pana. - zaśmiała się widząc jej teatralną odwagę. - Nie wypełniam rozkazów, więc się nie ujawnie. Jeszcze w słoik będziesz chciała mnie złapać nie wdzięczna Wendy Piotrusia. 
- Nie żartuj sobie ze mnie tylko się pokaż! - warknęła, po czym coś przeklnęła pod nosem przyciskając do siebie uzbierane strzały.
- Hmm... nie. Dobrze ci idzie rozwalanie sobie głowy, ignorowanie zachowania psa oraz zbieranie pozostałości po twej broni. Życzę powodzenia, choć radzę uważać następnym razem. I tak ludzi jest mniej na świecie. 
Nie wytrzymała. Czerwonooka rzuciła się w stronę Alex, lecz ta była szybsza i uniknęła ataku robiąc krok w bok. Zaśmiała się, po czym machnęła ręką. Odwróciwszy się ruszyła w... no właśnie. Tam gdzie nogi ją zazwyczaj ponoszą. Znowu zrobiła krok w bok, by uniknąć kolejnego ataku od strony prawdopodobnie rozzłoszczonej osoby. Spojrzała kątem oka na nią i się ponownie zaśmiała, lecz tym razem ręką zakryła połowę twarzy. W pewnej chwili się uspokoiła i dała sobie pozwolić, by niewielki promyczek światła padł na jej osobę, po czym zniknęła. Robiła slalomy lub zmyłki, by nikt za nią nie podążał jak rzep psiego ogona, który dopiero się uczepił raz na zawsze i za nic w świecie nie opuści. Westchnęła. Zza krzaków wyskoczył ten sam chłopak, którego obserwowała wcześniej. Tym razem ją widział, a kąciki ust uniosły się delikatnie ku górze oznaczające prawdopodobnie "przepraszam, bardzo ale mi na tobie zależy i nic mi nie zrobiłaś, lecz i tak muszę cię zabić". Zwinne uniknęła pocisków, a gdy znalazła się przy swym celu - pocałowała go w policzek i podcięła nogi, przez co broń poleciała, a chłopak stracił przytomność. Po wykonaniu roboty wstała, by się otrzepać i posłać szyderczy uśmiech który mówił "I tak, by nic z tego nie było". Miała wielką nadzieję, że nie będzie chciał się zemścić w jakiś sposób.

<Neresha? Nie bij, że krótko. Pomysł na drugą połowę mi uciekł ;-;>

piątek, 11 marca 2016

Od Nereshy

 Szłam po ulicy, kopiąc kamyki i słuchając piosenek w słuchawkach. Starałam nie zwracać na siebie uwagi Unikatowych. Wtem ktoś podszedł do mnie od tyłu. Ruszyłam biegiem przed siebie, przypadkowymi uliczkami. Z sobą usłyszałam strzały, więc przyśpieszyłam jeszcze bardziej. Prawie bez zadyszki wpadłam do lasu. Bez pośpiechu podeszłam do lisiej jaskini, w której ukryłam mój ulubiony łuk wraz z kołczanem. Co prawda umiałam posługiwać się bronią palną, ale wolałam łuki. Usłyszałam szelest. Zaczęłam się rozglądać i kierować łuk w różne strony. Zza krzaków wybiegł przerażony szczeniaczek. Odetchnęłam z ulgą i schyliłam się po niego. Była to suczka rasy Husky. Pomachała ogonkiem i polizała mnie po twarzy. Uśmiechnęłam się pod nosem. Co jak co, ale zwierzęta uwielbiam. Po chwili jednak posmutniałam. Nie mogę do nikogo się przywiązywać. Teraz tak łatwo każdego stracić... Odłożyłam ją na ziemię i zamyślona ruszyłam przed siebie. Husky jednak ruszył za mną. 
-Zostaw mnie. - warknęłam.
Suczka dalej dreptała obok mnie. Gdybym chciała, to uciekłabym,  ale cieszyłam się, że ktoś mnie lubi. Tak się tym przejęłam, że nie zauważyłam, iż sunia popiskuje i nie chce zbliżyć się do terenu na którym byłam. Po setnej sekundy ogromna siła odrzuciła mnie w tył. Uderzyłam w drzewo i zemdlałam. Gdy się ocknęłam, na twarzy poczułam zaschniętą krew. Suczka zacięcie próbowała mi ją zlizać. To był wprost cud. Trafiłam na bombę przeciwpiechotną, a skończyło się tylko na rozcięciu skóry głowy. Chwiejnie wstałam i zaczęłam szukać łuku. Był cały w drzazgach, kołczanu nigdzie nie było, a strzały leżały porozwalane bez ładu. Mruknęłam gniewnie, zła na samą siebie i zaczęłam zbierać porozrzucane strzały. Poczułam się, jakby ktoś mi się przyglądał. W tym stanie każdy bez problemu mnie dogoni. Rozejrzałam się nerwowo i udając odwagę powiedziałam:
-Kim jesteś? Pokaż się!
<Ktoś?> 

środa, 9 marca 2016

Od Takeru cd. Akane

- Zamknij się. - Warknąłem tylko, cały czas trzymając małą.
Dziewczynka kompletnie nie pasowała do tego otoczenia. Wszędzie wokół kłębiły się chmary uzbrojonych Unikatowych, dodatkowo ta bomba. To przez nią tak wyglądała. Właściwie to chyba powinienem zostawić tą kilkulatkę na pastwę losu, ale wyglądała, jak kot, którego wrzucono do rzeki. Chyba była nawet równie mokra, bo łzy nie przestawały lecieć spod jej rzęs.
- Gdzie jest twoja mama? Albo tata? Ktokolwiek? - Spytałem , patrząc w jej spore, brązowe oczy.
Pokazała tylko ręką bliżej nieokreślony kierunek. Chyba wschód, ale z racji tego, że nie bardzo wiedziałem, gdzie jesteśmy ciężko było mi się zorientować w terenie. Kompletnie ignorując moją kuzynkę wziąłem dziewczynkę na plecy. Jedna z jej nóg dosyć mocno krwawiła, poza tym była w w miarę dobrym stanie. Nawet gdyby mogła chodzić, nie robiłaby tego zbyt szybko.
Po chwili zmierzałem już w miejsce, w którym kilkulatka ostatni raz widziała rodziców. Nie miałem zamiaru jej niańczyć, ale chyba wypadałoby ją z kimś zostawić. Niestety moje plany zostały pokrzyżowane przez gruzy, przygniatające martwe ciała. Po kolejnym ataku szlochu mogłem się domyśleć, że to właśnie była jej rodzina. Czyli została sierotą przez mój wybuch. Cudownie.
Lekkim truchtem wróciłem do Akane. Starałem się jak najmniej podskakiwać, by mała nie spadła i po raz kolejny nic sobie nie zrobiła. Dziewczyna cały czas nie zmieniła położenia, więc nie trudno było ją z powrotem znaleźć. Jedynymi śladami ruchu były założone na siebie ręce i wargi ułożone w wyraz solidnej dezaprobaty i grymasy.
- Bomba zabiła jej rodziców.- Oświadczyłem bezbarwnym głosem.
- Od kiedy zaczynasz bawić się w bohatera? Zostaw ją i wracamy. No chyba, że chcesz, żeby złapali nas Unikatowi. - Prychnęła.
- Od kiedy ty zostałaś ciocią. - Odparłem, jednocześnie zwalając cały obowiązek opieki nad dzieckiem na Akane.
 - Chyba cię coś... Jeśli musisz zgrywać herosa, to rób to sam. To nie ja zdetonowałam bombę. - Odgryzła się, obracając się do mnie plecami i ruszając przed siebie.
Właściwie moglibyśmy się tak kłócić do końca świata, gdyby nie to, że dziewczyna zaczęła iść. Musiałem niechętnie podążyć za nią, bo samemu nijak nie wróciłbym do jakiegokolwiek miejsca, które znam.
- Ja nie wydałem rozkazu detonacji. - Wycedziłem przez zęby.
Poczułem, że mam mokry kołnierz. Ach, no tak, przecież niosę na plecach tą małą. Ja ją ratuje, a ona mi moczy ubranie łzami. Dodatkowo w zamian za mój jakże bohaterski gest Akane znowu się na mnie obraża. Gdzie tu sprawiedliwość?

<Akane? I tak zostaniesz ciocią, o to się nie martw.>

sobota, 5 marca 2016

Od Akane cd. Takeru

 Usłyszeliśmy huk bomby, która wybuchła niecałe trzydzieści metrów od nas. Bomba będzie mieć mały zasięg mówili, nic nie poczujemy mówili. Gówno prawda. Fala uderzeniowa dotarła nawet do nas, Unikatowi w jednej chwili znaleźli się na ziemi. Oczywiście ja i Takeru skończyliśmy tak samo, nawet gorzej bo oboje trafiliśmy najpierw na ścianę za naszymi Pelcami a dopiero potem na ziemię. Przez chwilę dźwięczało mi w uszach, podniósł się pył, kurz i piach skutecznie ograniczając pole widzenia do minimum. Podniosłam się z ziemi i otrzepałam ubranie, usłyszałam kaszlnięcie i poirytowany głos Takeru.
Cholera – warknął pod nosem.
Podszedł do pierwszego z Unikatowych i wyrwał mu z rąk całkiem pokaźną broń. Sprawdził magazynek. Podał mi broń, którą zręcznie złapałam. Dobiegły nas pierwsze głosy nadbiegających Unikatowych oraz poszkodowanych, którzy podczas wybuchu znajdowali się najbliżej bomby. Puściliśmy się biegiem szukając drogi ucieczki. Nie zdążyliśmy nawet wybiec z uliczki gdy trafiliśmy na kolejny oddział Unikatowych. Tym razem jednak my również byliśmy uzbrojeni. Pierwsi żołnierze nie zdążyli nawet wycelować kiedy zostali przez nas wybici jak  muchy. Ostatni z nich próbował strzelić do Takeru jednak ten go ubiegł i on również wylądował nieżywy na ziemi.
Oh, jak mi tego brakowało – powiedziałam z uśmiechem.
Świetnie, teraz wracajmy – odpowiedział Takeru wypatrując kolejnych oddziałów Unikatowych.
Klucząc między budynkami zbliżaliśmy się do naszej drogi ucieczki czyli kanałów. Mijając centrum wybuchu bomby, Takeru zatrzymał się na chwilę. Odwróciłam się.
Szybko, nie zatrzymuj się – skarciłam go.
Chłopak mnie zignorował i podbiegł do kupy gruzu. Westchnęłam niezadowolona i ruszyłam w tym samym kierunku. Dopiero po chwili spostrzegłam kilkuletnią dziewczynkę siedzącą między zniszczonymi fragmentami budynków. Płakała i co chwila ocierała twarz rękawem pobrudzonej i podartej sukienki. Świetnie, zaraz się okażę, że będziemy musieli ją niańczyć. Nie myliłam się. Takeru wziął ją za rączkę i pogładził za głowę.
Kuzynku,  nie czas na takie rozczulające gesty!

<Takeru? Krótko, brzydko, źle, nieciekawie, okropnie czyli brak weny, pomysłu i chęci>
  

poniedziałek, 29 lutego 2016

Neresha Cleveland


Nie unikaj słów goryczy, chłodnych spojrzeń i ciepłych dłoni. 

Mienie: Neresha Cleveland 
Wiek: 15 lat 
Płeć: Aż tak trudno zauważyć? Chyba nie nazwiesz jej mężczyzną?! 
Rasa: Podziemna 

Podsumowanie

No więc, bez zbędnych powitań:
~ Na blogu ostatnio spadła aktywność, no cóż, jest to spowodowane głównie brakiem czasu wielu członków oraz wciąż niewielką ich ilością. 
~ Po ostatniej fali w naszych szeregach pozostają: Alex,  Akene, Takeru, Akira, Eylan, Nagisa oraz Kazuyoshi. Opuszcza nas Daika, która wyrusza w podróż w poszukiwaniu czasu, być może powróci do nas w okolicach kwietnia. 
~ Wszelkie opóźnienia we wstawianiu opowiadań w ostatnim czasie były spowodowane brakiem internetu (wyjątkowo nie jest to spowodowane moim lenistwem). Na szczęście teraz jest już dobrze.
~ Utrzymujemy się w pierwszej dziesiątce blogów na Top Liście za co naprawdę dziękujemy c: Zachęcamy do klikania na baner. (Za każdym razem kiedy spadamy w dół zamieniam się w maszynę siejącą destrukcje)

~asesek


niedziela, 21 lutego 2016

Od Alex - fala 21 lutego

 Z centrum miasta było słychać krzyki oznaczające alarm, iż Zarażeni są już coraz to bliżej. Ulice były teraz puste, a jeszcze parę chwil temu biegło nimi stado ludzi, którzy szukali schronów, ewentualnie pomocy medycznej lub czego innego. W jednym z domów opuszczonych na wybitnym oknie siedziała białowłosa, której nie spieszyło się do ucieczki jak na razie. Zaskakująco była spokojna. Plecy stykały się z zimną jak i szarą ścianą, a opuszki palców delikatnie muskały struny gitary, przy okazji poruszając nogą w przód i tył. Westchnęła.
- If i were a zombie, I’d never eat your brain. I’d just want your heart... - nagle przestała śpiewać wraz z alarmem, po czym się delikatnie wychyliła w bok unosząc brew - co jest...? 
Przymrużyła oczy, by dojrzeć coś co miało teraz nastąpić. Nagle zza rogu wybiegło dziecko, mniej więcej w wieku sześciu lat. Dziewczynka miała na sobie parę zadrapań oraz sukieneczkę w kolorach fiołkowych. Płakała, lecz po chwili potknęła się o wystający beton, co skutkowało zeskoczenie dziewczyny z okna jak i zarzucenie instrumentu na plecy. Szatynka bardziej się poryczała, gdy stamtąd skąd przebiegła - wybiegli te potwory, zwane Zarażonymi. Buntowniczka rozszerzyła oczy i się cofnęła w tył, by przemyśleć wszystkie za i przeciw. Przeklnęła pod nosem, gdy tylko usłyszała głośniejszy płacz małej damy w opałach, więc ruszyła biegiem w jej stronę, po czym wzięła na ręce próbując unikać ataków martwych istot, które jakimś dziwnym cudem żyją. Poczuła mocny uścisk na szyi należący do małej istotki przez co delikatnie się uśmiechnęła i wtuliła ją w siebie tak jak dziecko pluszowego misia. Już nie raz widziała co się dzieję z tymi co zostają na ich pastwę, lecz to jeszcze dziecko i niczym nie zasłużyło, by skończyć tak, a nie inaczej. Skręcając prawie co się nie wywaliły. Spojrzała jeszcze za siebie, a następnie zobaczywszy oddziały Unikatowych odetchnęła z ulgą. Nie mogła przecież teraz nastawić się na walkę bez stroju ochronnego, więc niewiele myśląc ruszyła w stronę pomagających, lecz w pewnej chwili stanęła w miejscu i przycisnęła dziecko do siebie. Czemu? Gdyż na Unikatowych spadł deszcz tych szczurów, które za wszelką cenę chciały zabić żywych. Bez słowa obróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie będąc cały czas ostrożną i czujną.
- No dobrze kochanie. Gdzie są twoi rodzice? - mruknęła Alex do małej osóbki - No dobrze, to głupi pomysł jednak... może inaczej. Jak się nazywasz, Słoneczko? 
- Latoya prze pani... - zluźniła uścisk, po czym delikatnie pochyliła się w tył, by móc zobaczyć swą wybawicielkę.
- Nie prze pani, lecz Alex. A teraz nie płacz, bo ich zwabisz do nas, a tego chyba nie chcemy? Obiecuję ci, że kiedyś to się skończy, lecz trza się trochę lepiej postarać. - uśmiechnęła się do dziecka.
Buntowniczka przeszła parę przecznić z nową towarzyszką w poszukiwaniu jakiegoś bezpiecznego miejsca, by przeczekać to wszystko nawet i parę dni. Mijając jeden ze sklepów, w pewnej chwili do głowy przyszła pewna myśl. Spiorunowała wszystko swymi oczami, lecz wzrok zatrzymał się jedynie na czerwonym samochodzie, do którego podeszła i z trudem otworzyła drzwi od strony pasażera bez pomocy kluczyków. Posadziła Latoya'e na jednym z siedzeń, zapięła pas z uśmiechem, a następnie zamknęła drzwi, by móc udać się do jednego z sklepów, a raczej tego co pozostało. Idąc wzdłuż ulicy można było zobaczyć sklepy z różnymi rzeczami, a to spożywczy, alkoholowy lu z zabawkami. W pewnej chwili potknęła się o coś miękkiego, więc spojrzała w dół, po czym podniosła ową rzecz. Był to pluszowy misiek w szarym kolorze i z błękitną muszką. Zrobiwszy krok w tył rzuciła się do ucieczki, gdzie stało auto wraz z towarzyszką, gdy była na miejscu szybko otworzyła drzwi i próbowała odpalić auto tak jak to robią złodzieje przeważnie. Gdy wyszedł pierwszy z gromadki umarlaków, maszyna głośno zamruczała dziewczyna nadepnęła na gaz przez co samochodów ruszył do przodu. Pierwsze kilometry jazdy były niezbyt przyjazne jak i bezpieczne jeśli co chwilę na maskę spadało coś pół martwego. Coś, co chce zabić za wszelką cenę.
Po paru minutach dotarli do schronu, gdzie było dużo osób poszkodowanych zazwyczaj. Wyjęła dziewczynkę z auta, którą zaniosła wraz z pluszakiem do środka budynku, w którym zajęli się nią prawidłowo. Tam też białowłosa miała zamiar przeczekać falę.

Od Akane - Fala 21 Lutego

Wczesny ranek, jeszcze przed piątą a Zarażeni już przedarli się do dalszych części muru. Skacząc po dachach próbowałam przedostać się jak najbliżej centrum walki. Jeszcze tylko kilka dachów dzieliło mnie od rynku głównego, na którym miała odbyć się „rzeź” jak to ujął jeden z dowódców Podziemnych. Plan był dość prosty, na dużym rynku miałam wysadzić bombę. Huk spowodowany wybuchem przyciągnął by w to miejsce hordy Zarażonych a wtedy żołnierze ustawieni na pobliskich domach rozpoczęliby ostrzał. W ten sposób szybciej moglibyśmy wyeliminować większą grupę wrogów oraz nieco spowolnić tempo w jakim dostawali się do dalszych części muru.
Po pięciu minutach dotarłam na rynek, stojąc na dachu szukałam idealnego miejsca do podłożenia bomby, niestety na środku, przy starej fontannie gdzie miałam zamiar ją podłożyć, krążyło co najmniej dwudziestu Zarażonych. Rozejrzałam się dookoła szukając pomysłu, od aktywowania bomby do jej wybuchu było około dziesięciu sekund więc mogłabym po prostu rzucić ją zaraz po aktywacji, nie wiedziałam jednak, czy przypadkiem nie ulegnie zniszczeniu gdy upadnie na ziemie. Trzeba było zaryzykować, wspięłam się na dzwonnice, jeśli dobrze obliczyłam to z tamtego miejsca, po wyrzuceniu bomby ta wybuchłaby w momencie zetknięcia się z ziemią. Wzięłam zamach, w ostatniej chwili przycisnęłam przycisk aktywacji, ładunek wybuchowy przeleciał ponad głowami Zarażonych i wybuchła gdy tylko wylądowała na podłożu. Martwe, rozczłonkowane ciała Zarażonych odleciały na kilka metrów w tył. Ich zgniła krew oraz równie zgniłe wnętrzności leżały dosłownie wszędzie. Z dalszych części miasta dobiegł hałas wywołany nagłym poruszeniem wśród innych zarażonych. Pozostawili walczących Unikatowych i Podziemnych by jak najszybciej dotrzeć na rynek skąd dobiegł ich hałas.
Gdy tylko zebrała się ich większa grupa, rozpoczęto ostrzał, ponad dachami domów pojawili się Podziemni ale również kilku Unikatowych, którzy przeszywali kulami kolejnych Zarażonych powalając ich na ziemię. A ci napływali ze wszystkich stron, odciążeni żołnierze również śpieszyli w kierunku rynku by wesprzeć walczących tutaj. Przyglądałam się temu z uśmiechem, dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że ja sama nie posiadam żadnej broni i nie mogę wziąć udziału w tępieniu tych potworów. Ogarnęłam wzrokiem wojowników, na przeciwko dzwonnicy, na dachu niewysokiego dachu stał mój cudowny kuzynek. Skacząc po dachach dotarłam do niego i zaszłam go od tyłu.
- Bu! – krzyknęłam mu do ucha.
Podskoczył zaskoczony i odwrócił się do mnie niezadowolony.
- Czego tu? – zapytał przyglądając mi się uważnie.
Spojrzałam na torbę, którą miał przy sobie. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia.
- Masz granatnik?!
Chłopak kiwnął głową i wrócił do strzelania w Zarażonych. Wzięłam bron do ręki i obejrzałam ze wszystkich stron. Przykucnęłam na skraju dachu i wycelowałam. Pociągnęłam za spust a w jednej chwili kamienna rzeźba stojąca na rynku rozbryzgała się na kawałki trafiając Zarażonych i miażdżąc im w ten sposób ciała. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Cała destruktywna moc w moich rękach.
- Czemu to zawsze ty dostajesz takie cacuszka? – zapytałam nie ukrywając niezadowolenia z tego faktu.
Takeru nie odpowiedział zajęty mordowaniem Zarażonych. Krótkofalówka która wystawała z kieszeni jego spodni zaszumiała. Chłopak wziął ją do ręki i klikną przycisk. Odezwał się cichy, niezrozumiały bełkot po którym Takeru wstał i bez słowa oddalił się. Pewnie przydzielili mu jakąś misję. Wystrzeliłam jeszcze kilka pocisków, ostatni z nich trafił w podstawę mniejszego domu, który po chwili runął na Zarażonych. Założyłam granatnik na ramię i postanowiłam poszukać Takeru. Nie mógł oddalić się na dużą odległość, po chwili ujrzałam go jak trzyma pod ramię jakiegoś mężczyznę. Był uzbrojony więc musiał być żołnierzem, po chwili dostrzegłam kilka odznak na jego piersi co oznaczało, że był generałem. Za nimi podążał Zarażony, który zbliżał się do nich w szybkim tempie. Takeru chwiejąc się pod ciężarem ciała nie mógł celnie strzelić więc potwór dalej parł przed siebie. Zanim ktokolwiek zareagował, rzucił się na mężczyznę i zatopił swoje zęby w jego ramieniu. Szybko dobiegłam do Takeru i odciągnęłam go na bok. Upuścił swoją broń ale teraz to nie miało znaczenia. Wspięliśmy się na dach budynku i obserwowaliśmy jak Zarażony pożera wciąż żywego mężczyznę. Jego przerażające krzyki zwołały więcej Zarażonych, którzy dołączali do posiłku.
- Mamy tylko granatnik – zauważyłam –więc chyba nie powinniśmy dalej walczyć, zrobiliśmy co mieliśmy, wracajmy.
Chłopak pokiwał głową i ostatni raz spojrzał na mężczyznę.
~
Siedziałam w bezpiecznej strefie i popijając wodę naklejałam plastry i opatrunki na wszelkie zadrapania. Takeru usiadł obok mnie.
- I jak? Dostałeś opierdziel za niewykonanie misji?
- Coś ty, wyobraź sobie, że ten stary pryk był taki zrzędą, że właściwie pogratulowali mi za to, że nie udało mi się go uratować. A poza tym, mogłaś mi przecież pomóc.
- Ta, strzelić granatem i urwać ci głowę - powiedziałam z ironią w głosie. 


Od Akiry cd. Eylana - Fala 21 Lutego

Chłopak spojrzał zdziwiony na Akirę. Zdziwił się, że osoba, która zna go dopiero jeden dzień prosi go o nauki. Nie, to nie to go zdziwiło. Wszyscy żyją już jakiś czas w świecie opanowanym przez zarażonych. To niemalże jest niemożliwe przetrwać bez takiej umiejętności jaką jest strzelanie. Chyba, że ktoś żyje dzięki innym czerpiąc korzyści z ich pracy, samemu nie dając nic od siebie. Przez głowę blondyna przelatywało mnóstwo myśli. Dziewczyna spoglądała na stworzenia, które niegdyś były ludźmi, a teraz stali się nędznymi kreaturami. Osoby, które zazwyczaj ją otaczały nie pozwoliłyby na pokazanie jej świata takiego jaki jest za murami.
King został wyrwany ze swoich myśli przez urywający się głos mężczyzny, który sygnalizował o nadchodzącej fali. Strażnicy ruszyli do zatrzymania osoby naruszającej spokój, choć i tak większość mieszkańców wpadło w panikę. Eylan rozglądnął się dookoła. Większość zarażonych „zniknęło”. Lampy powoli gasły, aby zmniejszyć widoczność obozu. Rozległ się krzyk kobiety. Paznokcie Kanji wbiły się w dłoń King’a pozostawiając półokrągłe ślady. Chłopak lekko syknął, a następnie jeszcze raz rozejrzał się, aby wiedzieć w jakiej sytuacji się znajdują. Panująca wokół ciemność nie pozwalała na dokładne wybadanie otoczenia. Dźwięk wystrzelonego pocisku i kłapnięcie zgniłymi zębami dosięgających ramie mężczyzny, który wcześniej został obezwładniony. Przerażony mężczyzna wykrzyczał kilka przekleństw kierowanych w stronę strażników, którzy nie potrafili w porę zareagować na atak trupów. Eylan chciał udać się w bezpieczną kryjówkę, ale po chwili przypomniał sobie, że ma dodatkową kulę u nogi, która bezmyślnym wzrokiem wpatrywała się w dal. Próbując ruszyć szesnastolatkę z miejsca mówił do niej o błahostkach, aby jej myśli nie obracały się wokół wydarzeń, które miały miejsce kilka sekund temu. Akira pomimo chęci nie mogła się ruszyć. Została sparaliżowana przez strach. Wszystko docierało do niej z wielkim opóźnieniem. Uginały się pod nią nogi. Marzyła by znów znaleźć się w swoim pokoju, gdzie te paskudne stwory nie mogły jej dosięgnąć. Nagle na jej ciele owinęły się chude ramiona należące do King’a, choć nadal w swojej dłoni trzymała jego rękę. Drgnęła, gdy na swoim karku poczuła jego niespokojny oddech. Jej przód wciąż był otulony przez ciemność i chłód nocy.
-Królisiu jeśli chcesz wrócić do domu cała to musisz iść ze mną, rozumiesz? – wyszeptał cicho.
Kanji pokiwała twierdząco głową i jeszcze przez chwilę trwała w uścisku blondyna, po czym została puszczona. Wziąwszy głęboki oddech ruszyła za Kingiem. Rówieśnicy zeszli z muru, na którym wcześniej znajdywali się. Plan Eylan’a polegał na przedostaniu się do kryjówki bez zabijania zarażonych. Chciał oszczędzić amunicje, której miał niewiele. Blondyn zaciągnął Akirę między bloki znajdujące się najbliżej nich. Po ulicach rozlegało się mnóstwo dźwięków, w których skład wchodziły wystrzelane pociski, krzyki ludzi, nieidentyfikowane szmery od zarażonych, którzy zdążyli przedostać się do środka. Chłopak ostrożnie wychylił głowę, aby znaleźć najbezpieczniejszą drogę ucieczki. Zza chmur wyjrzał księżyc, który rzucił swój blask na ulice. W jednej chwili przed Eylanem pojawił się stwór posiadający wystającą kość w miejscu, w którym powinna znajdować się dłoń. Rozdziawił swoje szczęki na całą szerokość ukazując swoje pożółkłe uzębienie. Z niezwykłą siłą rzucił się na chłopaka próbując złapać go w swoje łapsko. King wypowiedział wiązankę przekleństw próbując wyciągnąć pistolet, schowany za pasem jednocześnie odpychając nogą szkaradę. Zarażony pchnięty do tyłu odsunął się zaledwie na kilka centymetrów. Odległość jak i zwinność blondyna pozwoliły na szybkie odbezpieczenie broni oraz oddanie strzału. Pocisk trafił w płat czołowy szkodnika, który osunął się na ziemię. Dźwięk wystrzału przywołał w ich stronę pozostałych zarażonych. Eylan widząc zbliżające się niebezpieczeństwo chwycił Akirę za rękę. Oboje pobiegli w głąb alejki. King odwracał głowę do tyłu, aby widzieć jaka odległość dzieli ich od truposzy. Szesnastolatka starała się spoglądać na swojego towarzysza i drogę. Sam dźwięk kłapania i smród rozkładających się ciał jej wystarczał. Po raz drugi stanęła z zarażonymi twarzą w twarz. Obojgu brakowało tchu. Kanji przez swoją kondycje, a raczej jej brak traciła równowagę. King skręcił do kamienicy próbując zablokować drzwi, do których zaczęły dobijać się umarlaki. Kilka osób wyszło ze swoich mieszkań. Widząc jak dwójka młodych ludzi próbuje odgrodzić się od zarażonych od razu pobiegli im pomóc, przynosząc mnóstwo mebli ze swoich lokum.
Szesnastolatkowie udali się na dach budynku. Chmury znów ukryły tarcze księżyca, pozostawiając ludziom jedynie sztuczny blask od latarni, których nie było za wiele. W powietrzu unosił się zapach zgnilizny jak i prochów, które pochodziły od broni. W mieście rozlegało się mnóstwo krzyków. Kanji stała na samej krawędzi spoglądając w dół, a King usiadł po turecku na ziemi obmyślając nowy plan. Wiedząc, że teraz nic w stanie nie jest wymyślić nic sensownego podniósł się z ziemi. Podszedłszy do dziewczyny wzrok przeniósł w punkt, który obserwowała. Teraz i on obserwował jak grupa zarażonych rozrywa na strzępy małego chłopca, który próbował resztkami sił wezwać pomoc.
-Królisiu chcesz wrócić do domu? – szesnastolatka pokiwała głową w dół i górę nie spuszczając oka z dzieciaka. – Gdzie się kryjesz ze swoją grupą?
-Nie wiem – wybełkotała cicho.
King zdziwił się słysząc, że drobna istotka nie zna położenia swojej kryjówki. Musiała ją znać skoro dzisiaj przyszła na spotkanie.
- Wiem jak trafić do domu idąc od głównej bramy – Eylan wybuchł śmiechem.
- Żartujesz, prawda?! – spojrzał na nią z mając nadzieję, że to nie jest prawda jednak odpowiedź go zdziwiła.
Wpatrywał się w Kanji, która spuściła głowę w dół. Nie mogła pojąć dlaczego Eylan tak zareagował. Przecież nic nie zrobiła. Chyba, że właśnie o to mu chodzi. King wrócił na wcześniejsze miejsce rozkładając nogi do przodu. Akira podeszła do blondyna, a następnie usiadła obok niego.
- Może teraz nauczysz mnie strzelać? – zapytała niepewnie.
- Przynajmniej będziesz widzieć czy trafiłaś – podniósł się z ziemi. – Nie mam drugiego pistoletu, a swojego ci nie oddam.
- Mam w plecaku! – uradowała się na wieść, że może teraz czegoś się nauczy.
Ściągnąwszy plecak wyciągnęła broń jak i swoją maskotkę, którą wcisnęła za pasek. Oboje podeszli do krawędzi dachu. Kanji oznajmiła szesnastolatkowi, że jakieś ma umiejętności, ale one ledwo przewyższają zero. Blondyn pogłaskał niższą osobę po głowię, która wciąż była przyodziana w czapkę. Dziewczyna wysłuchawszy krótkiego wykładu Eylan’a ustawiła się w odpowiedniej pozycji. Wciąż nie mogła utrzymać pistoletu w bezruchu. Dłonie jej drżały, gdy w rękach dzierżyła tą broń. Wzięła kilka głębokich wdechów, po czym oddała swój pierwszy strzał, który nie trafił w żadnego zakażonego.
- Nie przyciągnie ich hałas? – spojrzała na chłopaka, który stał kilka centymetrów od niej.
- Przyciągnie, ale pomagamy im pozbyć się tych szkodników. No i jak tylko się przejaśni to znikamy – sam oddał strzał powodując wyeliminowanie jednego trupa.
- Jak to? – zapytała zdziwiona.
-Odprowadzimy cię do domu, wyskakując z pierwszego piętra o ile ta osoba wpuści nas do mieszkania na chwilę.
-Nie skazujemy innych na śmierć?
-Sama chciałaś pouczyć się strzelać, więc im więcej trafnych strzałów tym mniej ofiar – posłał jej uśmiech.
Słysząc takie słowa z ust tak pogodnego chłopaka wystraszyła się, ale przynajmniej miała większą motywacje do oddawania strzałów. Przez całą noc słychać było wystrzelane pociski z różnych stron, które sprawiały, że potwory nie mogły zdecydować się, w którą stronę iść. Większość ocalałych pochowało się we własnych domach. Akira z dziesięciu wystrzałów trafiła siedem razy w jakąkolwiek część ciała szkodników, a dwa razy w ich głowę. Zaraz po skończeniu amunicji Eylan zaciągnął dziewczynę do mieszkania, z którego chciał uciec. Mieszkańcy nie zgodzili się na ich „wizytę”, ale blondyn wszedł tam na siłę. Kanji nie mogła przemóc się do skoku jednak widok poruszających się ciał zmusił ją do tego. Przedostali się do głównej bramy, która była całkowicie opustoszała. Na murze nie było ani jednego strażnika, który pilnowałby porządku. King wysłuchał kilkakrotnie instrukcje jak dotrzeć do domu Królisia, który wciąż trzymał się tyłu. Znajdując się w miejscu, gdzie Akira miała spotkać się z Michaelem obojgu ukazało się niewielkie auto, które szesnastolatka od razu rozpoznała. Wyprzedziła Kinga biegnąc do maszyny, ale chłopak zdążył chwycić ją za dłoń sygnalizując, że póki co nie jest bezpiecznie. Kanji wyrwała się z uścisku. Przykleiwszy się do jednej z szyb zapukała do środka. Osoba w środku od razu zareagowała wysiadając z auta. Pomimo buzującego gniewu starał się opanować. Powoli zbliżając się do dziewczyny wyklinał pod nosem. Akira była zdziwiona taką reakcją, dlatego wycofywała się. King widząc tą sytuację podbiegł do starszego mężczyzny, a następnie odepchnął go od Królika. Michael wymierzył prawą pięścią w twarz blondyna, który wykonał krok w tył próbując utrzymać równowagę. Kanji podbiegła do Eylan’a powstrzymując tym samym swojego opiekuna od ponownego zadania ciosu. Szesnastolatek od razu wyczuł, że nie polubi starszego osobnika. Rówieśniczka zaczęła wszystko tłumaczyć, ale w swojej wypowiedzi nie zawarła formy osobowej co do siebie, dlatego Eylan wciąż utrzymywał, że królik to młody chłopaczek. Michael nakazał wsiąść swojej podopiecznej do samochodu. Szesnastolatka grzecznie wsiadła do środka, gdy dwudziestopięciolatek zgodził się na zabranie King’a, który zgodził się na podróż jedynie, aby zrobić mu na złość. Po paru minutach zjawili się na posesji należącej do państwa Kanji. Blondyn był zdziwiony widokiem domu, w jakim mieszkał Królik. Powoli zaczął zdawać sobie sprawę, dlaczego tak ciężko przeżywała spotkania z zarażonymi. Dostając się do środka od razu wszystkie służące naskoczyły na trójkę z mnóstwem pytań. Michael wziął się za tłumaczenie skąd wziął się chłopak i dlaczego wrócili dopiero teraz. Starsze panie od razu zapytały czy fala nadal trwa. Odpowiedź niestety była twierdząca. Akira zdołała zabrać blondyna z holu do swojego pokoju, który znajdował się na górze. Eylan niepewnie usiadł na ogromnym łóżku dziewczyny oglądając z miejsca wszystko dookoła.
-Poczęstuję cię śniadaniem za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś, a następnie puszczę cię wolno, dobrze? – posłała mu uśmiech. – Możesz też przeczekać falę.
Szesnastolatka zniknęła za drzwiami, które prowadziły do jej łazienki zostawiając chłopaka z samym sobą
  
<Eylan?>

Fala - 21 lutego

21 lutego. Godzina 2.47
Pierwsi zarażeni przedarli się do wnętrza muru. Unikatowi reagują jako pierwsi ewakuując mieszkańców z obrzeży oraz najbliższych terenów. Oddziały Podziemnych nadciągają z niewielkim opóźnieniem by wesprzeć Unikatowych. Dwa ugrupowania łącz siły by tępić Zarażonych, którzy powoli przedzierają się na dalsze tereny. Pojawiają się doniesienia o pierwszych ofiarach wśród żołnierzy oraz cywilów. Rozpoczyna się fala.

Przypominam o obowiązku wysłania opowiadania  dotyczącego działań podczas fali. Jeśli się go nie napisze/nie zostanie się w nim wspomnianym następuje śmierć postaci w wyniku zarażenia. (Eylan zostanie umieszczony w opowiadaniu od Akiry, Takeru w opowiadaniu Akane, Kazuyoshi, Nagisa mają nieobecność, reszta członków proszona jest o wysłanie opowiadania)

czwartek, 18 lutego 2016

Od Akiry cd. Eylana

-Nie musisz mnie odprowadzać - powiedziała z obojętnym wyrazem twarzy.
-Nie smuć się, że nie jestem twoim przyjacielem z dzieciństwa - pochylił się nad Kanji, po czym wydymał policzki.
Między młodzikami nastała cisza zakłócana szelestem odpadków, które nie trafiły do kosza. Niebo pokrywało się delikatnym granatem, co oznaczała, że niedługo nastanie noc. Na ulicach co raz to więcej lamp zostało zapalonych. Głowa szesnastolatki była spuszczona w dół próbując wciąż pogodzić się z myślą, że nowo poznany chłopak nie jest chłopcem, z którym bawiła się przed laty.
-Muszę iść - odezwała się tak nagle jakby wyrwała się ze świata, który przed chwilą zwiedziła.
Odwróciwszy się do chłopaka tyłem ruszyła przed siebie. Nie wykonała nawet dwóch kroków, ponieważ dłoń blondyna pochwyciła jej nadgarstek. Kanji skierowała szeroko otwarte oczy na chłopaka, który ją zatrzymał. Próbowała wyrwać się z lekkiego uścisku, ale ten nie zamierzał jej puszczać. Eylan uśmiechnął się głupkowato, aby nowa znajoma mogła znaleźć powód do zachowania spokoju.
-Nie dostałem odpowiedzi na moje pytanie - usta wykrzywił w grymas smutku.
-Jakie pytanie? - zapytała, jakby wcześniejsza rozmowa nie miała wcześniej miejsca.
King przechylił delikatnie głowę na jedną ze stron. Zrodziła się w nim niepewność, co do Królika, ale wciąż ją trzymał.
-O spotkanie - rzucił sucho w geście wyrażenia swojego obrażenia, z powodu zignorowania jego osoby.
Kanji rozglądnęła się dookoła, po czym skierowała swój wzrok na chłopaka stając naprzeciwko niego. Wzięła głęboki oddech chłodnego powietrza. W pierwszej chwili chciała zaprzeczyć, aby nie narobić sobie kłopotów w domu, ale chęć stworzenia nowej więzi z poznaną osóbką była zbyt kusząca.
-Może jutro w tym miejscu o tej godzinie, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy? - posłała chłopcu delikatny uśmiech. - Muszę iść.
Nie czekając na odpowiedź wyrwała się z uścisku chłopaka, a następnie zaczęła biec truchtem. Stukot ciężkich butów uderzających o chodnik rozlegał się po opuszczonej alejce. Kanji po chwili przystanęła, aby pomachać Eylanowi. Blondyn uniósł dłoń, a następnie obie rączki schował w kieszeniach spodni. Przyglądał się tak długo Akirze aż ta znikła z jego pola widzenia.
Kanji niepewnie zbliżyła się do muru, który otaczał jej dom. Zaczęła zastanawiać się jaki sposób dostania się do domu będzie najlepszym rozwiązaniem. Wtargnięcie na własną posesje, aby nie zostać zauważonym tylko po to, by położyć się we własnym łóżku. Jednak dostanie się do środka z jej umiejętnościami jest praktycznie niemożliwe. Wziąwszy głęboki oddech ruszyła przed siebie. Pokazała się strażnikom w sztucznym świetle, którzy dokładnie ją sprawdzili pytając się czy wszystko jest w porządku . Jeden z nich odprowadził szesnastolatkę pod drzwi. Mężczyzna zapukał do środka, a po chwili w progu stanęła kobieta mająca na sobie fartuch. Pomoc domowa podziękowała, a następnie wciągnęła Akirę do środka. Dziewczyna została poprowadzona do salonu, gdzie miała kazanie od dwóch służących. Jedynie chciała, aby rodzice nie dowiedzieli się o jej późnym powrocie. Była trzymana na krótkiej smyczy, a wizja braku jakiejkolwiek swobody ruchu przerażał ją. Zaczęła błagać kobiety, aby te zatrzymały dzisiejszy wieczór dla siebie. Po długim czasie płaczu domowniczki wszyscy ustalili, że to będzie ich mały sekret.
Akira rano zeszła na dół ubrana w swój tradycyjny strój: biała bluzka, spódnica i podkolanówki. W ręku trzymała swojego królika. Za chwilę miał przyjść po nią Michael, który miał za zadanie zawieźć szesnastolatkę na naukę strzelania i wrócić z nią z powrotem, aby sytuacja z wczoraj nie powtórzyła się. Chłopak zjawił się tuż po tym jak Kanji znalazła się na dole. Jego głowę przyozdabiała czarna, poczochrana czupryna. Mężczyzna miał na sobie znoszone ciuchy. Jego oczy jak zwykle były schowane pod okularami przeciwsłonecznymi, choć słońce w tym dniu nie dawało o sobie znać. Akira zarzuciła na siebie zimowe ubrania, a następnie wzięła przygotowany plecak ze wczorajszym strojem. Ubrawszy się wyszła razem z brunetem. Nie zamienili ze sobą ani słowa dopóki nie oddalili się od posesji.
-Chcą mnie zastąpić – powiedział cicho chłopak.
-Dlaczego? – dziewczyna obserwowała świat za szybą siedząc w aucie ściskając do siebie królika.
-Podejrzewają, że jestem z podziemnymi. 
W samochodzie zapanowała cisza. Chłopak wyjechał na otwartą przestrzeń.
-Jesteś z nimi? – zapytała po dłuższym czasie.
Nie dostała odpowiedzi, ale niezbyt nią to poruszyła. Sama nie miała wpływu na podejmowanie decyzji co do pracowników, dlatego nie mogła nawet pomóc Michaelowi.
-Musisz mnie kryć – powiedziała przerywając ciszę.
-Co zamierzasz zrobić? – kątem oka spojrzał na nią.
-Chciałabym wrócić później do domu, więc jakbyś mógł powiedzieć, że po drodze mieliśmy problemy w drodze powrotnej – w jej głosie pobrzmiewał obojętny ton.
-Nie mogę się wychylać – westchnął ciężko. – Co się stało, że chcesz wyjść spod klosza rodziców? 
-Nie jestem już dzieckiem – odburknęła cicho.
-Zaraza cię zabije – Michael od zawsze był bezpośredni, przez co niejednokrotnie obrywał od kogoś.
-Dam sobie radę – przycisnęła do siebie bardziej miśka.
-Jesteśmy już na miejscu.
Samochód stanął. Dziewczyna wysiadła, po czym udała się do jednej z kilku drewnianych chatek. Strzelnica znajdywała się kilkanaście kilometrów z dala od zamurowanego miasta. Młodziki miały za zadanie nauczyć się strzelać, a hałas zazwyczaj przyciągał mnóstwo umarłych, dlatego co jakiś czas ćwiczenia były przenoszone. Kanji przebrała się jak najszybciej, choć niechętnie szła do swojego nauczyciela. Wyjechała o 9.00 mając ćwiczenia na 10.30 szacując spotkanie z chłopakiem miało odbyć się około 14.40.
Michael spojrzał na dziewczynę, która wciąż miała mundur. Oboje znów siedzieli w czarnym aucie.
-Będziesz musiała przejść kawałek i uniknąć wejścia główną bramą.
-Dlaczego? – zapytała z obojętnością.
-Skoro już nie chcesz robić za buntownicze dziewczę – zaśmiał się cicho, a Akira przeniosła na niego swój wzrok.
-Pomożesz mi? – uśmiechnęła się szeroko, a Michael potrząsnął twierdząco głową.
-Zostawimy gdzieś auto, a sam cię wprowadzę. Później cię odbiorę przy trzecim zakręcie w lewo od twoje domu, pamiętasz gdzie to?
Kanji pokiwała energicznie głową zsuwając tym samym czapkę z głowy, którą od razu poprawiła.
Michael tak jak powiedział wprowadził Akirę za mury, a następnie pozostawił ją samej sobie. Szesnastolatka schowała swojego pluszaka do plecaka. Stawiwszy się na umówione miejsce rozglądnęła się dookoła, aby upewnić się, że nikt jej nie obserwuje. Nagle usłyszała znajomy głos.
-Jednak jesteś Królisiu! – krzyknął radośnie. – Gdzie twój towarzysz? – uważnie przyjrzał się Kanji.
-W plecaku – odburknęła cicho.
Eylan przybliżył się do dziewczyny, a następnie spojrzał jej prosto w oczy, które błądziły po całej okolicy.
-Jejku wydajesz się być takim zagubionym, biednym dzieckiem – złapał za nos dziewczyny i zaczął kręcić głową szesnastolatki.
-Może jestem – odpowiedziała po dłuższej chwili, choć w jej głosie pobrzmiewała niepewność.
Chłopak wykrzywił twarz w dziwnym wyrazie, ale po chwili znów uśmiechnął się szeroko.
-No to trzeba ci pokazać to i owo.
Blondyn przygryzł wargę, a następnie pochwycił dłoń Akiry. Pociągnąwszy niższą istotkę za sobą zaprowadził ją w miejsce, które było najmniej chronione. Oboje wdrapali się na mur próbując ukryć się w ciemności, która powoli nastawała przez wieczór. Kanji znieruchomiała, gdy zobaczyła kilkanaście stworów podążających w stronę miasta. Dźwięk wystrzeliwanych pocisków sprawiał, że podskakiwała ze strachu. Nie sądziła, że świat po drugiej stronie jest aż tak zanieczyszczony. Widząc zmasakrowane ciała trupów zacisnęła mocniej dłoń zapominając, że nie trzyma królika tylko dłoń blondyna. Uderzający smród rozkładanych ciał dotarł do jej nozdrzy powodując odruchy wymiotne.
-Nauczysz mnie strzelać? – zapytała cicho.
<Eylan?>

sobota, 13 lutego 2016

Od Alex cd. Eylana

Buntowniczka przemyślała w głowie wszystkie za i przeciw wobec nowego, futrzastego przyjaciela swego towarzysza. Oparła się o próg, po czym spojrzała w bok, by nie móc zbytnio na to przedstawienie patrzeć. Jakoś nie kusiło jej to, by uczepił się jej ktoś jeszcze. Przecież jeden ktoś to i tak jest już o wiele za dużo, lecz... przynajmniej ma się do kogo odezwać. Westchnęła, po czym rzekła:
- Tia, lecz ja po tym nie sprzątam. Twój pies, twoje obowiązki. - uniosła ręce ku górze jak zatrzymany przez policję, po czym się odwróciła, lecz coś ją powstrzymało.
- Dzięki! Jesteś super! - chłopak wtulił się w dziewczynę bardziej.
Spojrzała na niego zdziwiona tym co teraz się stało, po czym na białą bestię, która patrzyła na nią swymi czarnymi, dużymi paczałkami. Alex w pewnej chwili prychnęła na co Eylan się oderwał od niej z wielkim uśmiechem na twarzy, po czym w podskokach jak Czerwony Kapturek w drodze do babci ruszył do Argona. Westchnęła, spojrzała za ramienia i ruszyła w stronę pomieszczenia, z którego przyszła. Swe kroki skierowała natomiast w stronę wybitego okna, w którym siadła wypatrując jakby niebezpieczeństwa. Podkuliła nogi, opatuliła je ramionami, a głowę położyła na kolanach, lecz mimo to była cały czas czujna. Nie mogła pozwolić sobie zbytnio na zabawę w kłopoty, gdy nie jest sama, a jest z sierotą i jego pupilkiem. Na samą tę myśl parsknęła cicho śmiechem. Wyprostowała się, jedną nogę położyła na podłodze, a wzrok utknął w postać, która była coraz bliżej białowłosej. Pies wesoło merdał ogonem nawet, gdy siadł przy niej i przyglądał się. Odczekała chwilę, by nie mieć niespodzianki typu wejście Eylana i ponowne nazywanie ją "księżniczką". Nic. Wyciągnęła bladą dłoń w stronę zwierzęcia, by następnie móc go trochę podrapać za uchem, a delikatny uśmiech pojawił się na twarzy. Jednakże cały czas miała głupie wrażenie, że nie są tu sami, że ktoś cały czas za nimi chodzi i czeka na odpowiednią okazję, by zrobić prawdopodobnie niemiłą niespodziankę. Mruknęła coś pod nosem na co wielka kupa futra zareagowała natychmiast podnosząc łeb wyżej. Pamiętała jak kiedyś też miała zwierzę, lecz je ukrywała, bo rodzice nigdy takowych istot nie tolerowali, gdyż uważali je za zarazę pcheł oraz brudu. Nagle pies wskoczył jej na nogi, położywszy przednie łapy zaczął szczekać przez wybite okno. No nie wierzę. pomyślała sobie, po czym zgrabnie wyskoczyła z budynku, by móc chwilę później znaleźć się przed uciekinierem. Śnieg się zapadł pod ciężarem.
- Gdzie ty znowu się wybierasz, rycerzyku? - skrzyżowała ręce na piersi, uniosła prawą brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Yyy... nie twoja sprawa, księ... - King zmierzył ją wzrokiem, gdy ta mu przerwała.
- Nie nazywaj mnie księżniczką, bo nawet nią nie jestem. Dopiero co oberwałeś kawałkiem drewna, a już ponownie gdzieś idziesz! - w głowie zrodziła się nowa myśl, przez co buntowniczka się tylko uśmiechnęła.
Wzruszyła ramionami, a następnie wyminęła delikatnie trącając go ramieniem. Chłopak syknął, prawdopodobnie przeklnął pod nosem jak i zacisnął dłonie w pięści, które następnie rozluźnił. Czyżby coś go powstrzymało od wdania się w bójkę z dziewczyną, która mu pomogła choć mogła zostawić? A może wpadł na kolejny pomysł, by zdenerwować swą towarzyszkę? Przed wejściem do budynku dziewczyna zagwizdała, by przywołać stworzenie, które zaraz zjawiło się przy niej, a następnie przy Rycerzyku, który znalazł się w śniegu. Dobry pomysł z psem. Może to powstrzyma chłopaka od drażnienia siedemnastolatki. Będąc w budynku ponownie uwaliła się w tamtym miejscu, lecz tym razem bardziej była wyluzowana przez co mogła pozwolić sobie na prawdziwy odpoczynek. Panowała absolutna cisza, której towarzyszył jedynie cień, mróz jak i od czasu do czasu powiew wiatru. Nie przeszkadzało to w niczym odpoczywającej, gdyż czasami bywało gorzej. Nabrała powietrza w płuca, przekręciła głowę w bok, a ręce położyła skrzyżowane na klatce piersiowej, po czym zasnęła.
Ulice były puste, a w domach panował mrok. Cisza zalała całe miasteczko wraz z niebezpiecznymi i dziwnymi przeczuciami. Niektóre domy były ruiną, niektóre miały tylko powybijane okna, bądź rozwalone drzwi, a niekiedy brakowało paru cegieł w ścianie. Mogłoby się wydawać, iż miasto jest opuszczone, że nie ma w nim ani jednej żywej duszy, ale jednak pozory potrafią mylić. Główną ulicą szła dziewczynka tuląca pluszowego misia. Miała porwaną sukienkę, a raczej granatowy płaszcz, który toczył się za małą po mokrym betonie. Obserwowała wszystko z ciekawością w oczach przez co rodziło się więcej pytań typu "co tu się stało?". Jasnowłosa w pewnej chwili się zatrzymała raptownie, widząc jak coś poruszyło się w jednym z budynków. Przekręciła główkę delikatnie w bok, by szare oczka mogły dostrzec coś więcej, coś co ją zaciekawiło, więc ruszyła w tamtą stronę. Za wszelką cenę chciała wiedzieć co to takiego było. Opuszkami palców musnęła ścianę, z której schodził cynk jak i farba. Zagłębiając się dalej w zabytek dziewczynka nagle krzyknęła, gdyż przeżarta drewniana podłoga w końcu się złamała pod ciężarem. Całe szczęście spadła na stertę materiałów tym samym odkrywając nowe miejsce. Miejsce, które było tajemnicze oraz na swój sposób piękne. Wstała, po czym opadła ponownie na materiał. Jęknęła z bólu jaki towarzyszył jej przy otwartej ranie na prawej nodze oraz paru zadrapaniach. Próbowała dalej, lecz każda kolejna próba oznaczała kolejną dawkę bólu i krwi.
- Dzielna z ciebie dziewczynka. Może ci pomóc? - usłyszała głos należący do postaci ukrywającej się w cieniu.
- Kto... nie, nie potrzebuje pomocy. Dam sobie radę. - mruknęła delikatnie marszcząc nosek. - Ukrywać się nie musisz przede mną.
- Niech ci będzie. Ale jak nie potrzebujesz pomocy to... nie pokaże się. A uwierz mi, że tutaj milutko nie jest. - śmiech. Chwilę po nim rozległa się cisza
- No dobrze! Potrzebuje pomocy, wróć... 
Nagle z cienia wyłoniły się jasne włosy, a zaraz za nimi ich właściciel z delikatnym uśmiechem na twarzy. Chłopiec w przeciwieństwie do poszkodowanej miał na sobie całe aczkolwiek zbyt duże ubrania będące w kolorach brązu i bieli. Był mniej więcej w jej wieku. Podszedł bliżej, kucnął, lecz najpierw zerwał kawałek swego ubrania i oplótł nim ranę rówieśniczki. Minęło parę minut, w tym czasie dzieci wymieniały się zdaniami, śmiały, a niekiedy i śpiewały. Wymyślili nawet własną piosenkę, a raczej wierszyk, który znali tylko oni...
Alex nagle się obudziła słysząc jakiś hałas dobiegający z drugiego pomieszczenia, co skutkowało natychmiastowym wstaniem na równe nogi. Przeciągnęła się, po czym ruszyła w stronę owego dźwięku, by sprawdzić co tam się właściwie dzieje. Będąc na miejscu nic nie zobaczyła na co uniosła jedynie brew ku zaskoczeniu. Przeleciała wszystko wzrokiem, by upewnić się czy jest aby na pewno bezpiecznie, po czym odwróciwszy się jej plecy styknęły się z zimną podłogą. Po obu stronach głowy były ręce, a nad nią twarzyczka znajomej osoby, przez co próbowała zrozumieć co się właściwie teraz wydarzyło i dlaczego to musiało przytrafić się jej.
- Argon, jeśli to twoja sprawka to cię ubije! - warknęła patrząc w stronę zwierzęcia, które spadło i przekręciło tylko mordkę, po czym na Kinga. - Mógłbyś się podnieś, a nie tak wisieć nade mną? 
Dziewczyna widząc szyderczy uśmiech towarzysza od razu zdała sobie sprawę, że ten zrobi teraz wszystko, by ją w jakiś tam sposób zdenerwować, więc zaczęła się wyrywać, lecz bez rezultatu. Próbowała także w jakiś sposób dostać się do broni, nawet wołała psa, lecz ten tylko siedział i patrzył na zakończenie tego przedstawienia, by móc potem wyrażać swe opinie tak jak widzowie oglądając swój ulubiony serial, w którym dwaj główni bohaterowie znajdują się w głupiej sytuacji. W pewnej chwili odpuściła, sygnalizując wcześniej spojrzeniem kątem oka w bok.
- Puścisz mnie w końcu? Proszę.

 <Eylan?>


piątek, 12 lutego 2016

Od Eylana cd. Akiry

Szarooki zamrugał kilkakrotnie, starając się zrozumieć chociaż część zadawanych przez drobną osóbkę pytań. Czuł zdezorientowanie i w dosyć nieudolny sposób ukrywał je pod uśmiechem. Wyglądał raczej jakby ktoś kazał mu wyginać wargi w ten sposób, przystawiając nóż do gardła. Nastolatek w końcu wyłapał okazję do zabrania głosu, a dokładnie moment, w którym Akira nabierała powietrza w płuca.
-Wolniej - wtrącił pospiesznie.
Przez chwilę milczał, upewniając się, że dziewczyna nie ma już zamiaru nic mówić. A przynajmniej chwilowo. W ciągu tych sekund, King przyjrzał się jej uważnie. Dziecięca buzia i niski wzrost odejmowały postaci wieku. Blondyn oszacował ją na jakieś dziesięć lat i płeć męską, przez to, że włosy schowane miała pod czapką, a na ciało narzuconą przydużą kurtkę. Jasnowłosa była zdeterminowana i przekonana, że Eylan to jej stary przyjaciel.
-Słuchaj, króliku - nazwał ją tak z powodu na zabawkę - Chyba nie jestem tą osobą o której mówisz, wybacz.
Mówił dosyć powoli. Przez twarz dziewczyny przemknęła zdradliwa niepewność, jednak nadal miała pewną nadzieję, że to właśnie ten chłopak, który podarował jej pluszaka.
-Ale... - zaczęła i urwała. - Wyglądasz zupełnie jak on.
Szarooki położył jej dłoń na głowie i poczochrał lekko. Powtórzył swoje wcześniejsze słowa, utwierdzając ją w tym, że pomyliła osoby. Wyglądała jakby uleciało z niej powietrze. Po chwili uwaga szesnastolatka skupiła się na rannej dziewczynce, nadal siedzącej kilka metrów dalej.
-Co z nią? - zapytał.
-Zwichnęła nogę, a do szpitala nie chcieli jej przyjąć - odpowiedziała z opóźnieniem, wyrwana z zamyślenia.
Nagle gdzieś pomiędzy budynkami znajdującymi się za ławką, poruszyło się coś. Zdawałoby się, że jakiś pijany lub naćpany mężczyzna idzie w ich kierunku chwiejnym krokiem, więc blondyn go zignorował, jednak gdy padło na niego światło latarni, zauważył, że nawet nie jest to człowiek. Połowa twarzy była zakrwawiona, a oczy puste i wbite w jeden punkt - dziewczynkę. Szybko przesunął się tak, że zakrywał swoim ciałem drobną postać przyodzianą w mundur. Zaczął grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu broni, w międzyczasie krzycząc do małej. W końcu wyjął pistolet i podbiegł do dziecka. Zabierając ją praktycznie w ostatniej chwili. Zarażony był niespodziewanie szybki. Ranna zaczęła płakać, wtulając się w blondyna. Patrzyła jednak na potwora, który aktualnie przejeżdżał paznokciami po drewnianych szczebelkach ławki, pozostawiając na nich podłużne ślady. Wydał z siebie głuchy odgłos przypominający jęk. Szesnastolatek zganił się za to, że przygląda się zarażonemu nic z nim nie robiąc. Zaraz wycelował prosto pomiędzy jego oczy i strzelił. Ciało z charakterystycznym odgłosem upadło na ziemię. Nie odrywając od niego wzroku, przykucnął i przytulił dzieciaka. Zwrócił swoją uwagę na Akirę, która z szokiem wymalowanym na twarzy spoglądała na ciało.
-Wszystko w porządku? - zapytał.
Dostał twierdzącą odpowiedź. Delikatnie wziął małą na ręce, trochę uspokojony.
-Musimy ją gdzieś wziąć. Znam takie miejsce, gdzie jej na pewno zapewnią opiekę, więc chodź - mówił spokojnie.
Kiedy Akira zrównała z nim kroku, posłał jej lekki uśmiech. Dziewczynka zasnęła na jego rękach, zauważył też, że na licu jasnowłosej też odbija się zmęczenie.
-Masz jakiś dom? - zapytał. - Mogę cię odprowadzić, teraz nie jest bezpiecznie.
W oczach nastolatki dostrzegł niepewność. Odebrał to tak, jakby dziewczyna mu nie ufała. Zaczął ją uspokajać, mówiąc, że w razie czego pomoże. W końcu stanęli przed opuszczonym budynkiem, znajdującym się gdzieś na obrzeżach miasta, więc jasnowłosy zamilkł. Weszli do środka, szukając odpowiedniego pomieszczenia. Jak się okazało, byli w starej szkole. Grupkę ludzi znaleźli dopiero po dłuższym czasie. Dwie opiekunki i piątka dzieciaków patrzyli na nich z początku nieufnie, lecz szybko rozpoznali w blondynie przyjaciela i zaraz go przywitali. Chłopak od czasu do czasu odwiedzał to miejsce, przynosząc jedzenie i leki dla dzieciaków. Zostawili tam siedmiolatkę, wyjaśniając co jej się stało. Wyszli po krótkim pożegnaniu. Wokół panowała cisza.
-Królisiu? - zaczął King. - Na pewno nie chcesz, żebym odstawił cię pod dom? A co powiesz na choćby spotkanie? 
Miał pewną nadzieję, że królik zgodzi się na ponowne spotkanie.


 <Akira?>

Od Eylana cd. Alex

Blondyn powoli zaczął się wybudzać. Pierwszym jego odruchem było jęknięcie, spowodowane rwącym bólem w głowie. Musnął palcami skroń w miejscu, gdzie bolało najbardziej. Ze zdziwieniem wyczuł pod opuszkami palców materiał. Bandaż miał również owinięty wokół zranionej kończyny, co również po chwili zauważył. Zaraz po ogarnięciu, że jego rany w magiczny sposób zostały opatrzone, przekręcił głowę w prawo, jednocześnie zauważając, że znajduje się w obcym miejscu. W jego pamięci ziała czarna dziura, która nie pozwalała mu na zrozumienie jego aktualnej sytuacji. Przez dobre kilka minut w skupieniu przyglądał się staremu krzesłu, prawdopodobnie już przeżartego przez korniki lub inne podobne stworzenia. Nagle wszystko sobie przypomniał. Odgłos strzału i ból było ostatnim co zapamiętał, jednak mógł domyślać się jedynie co zaszło później. Zerwał się gwałtownie, co nie było dobrym pomysłem. Ponownie złapał się za głowę, klnąc siarczyście pod nosem. Kiedy pierwsze zdziwienie minęło, zdał sobie sprawę, że w sumie nie jest możliwe, by znajdował się w obozie nieprzyjaciela. W takim razie gdzie się znajdował? Gdzie Alex? Ktoś w końcu musiał się nim zająć. Omiótł spojrzeniem całe wnętrze, kończąc na postaci leżącej na drugiej stronie łóżka. Z ulgą zarejestrował, że dziewczyna ma się dobrze i najprawdopodobniej śpi w najlepsze. Nie chciał jej przeszkadzać w odpoczynku, więc po cichu wymknął się z pomieszczenia. Głowa już nie bolała tak bardzo, co przyjął z zadowoleniem. Postanowił zrobić mały przegląd chatki. Dokładnie przeszukał wszystkie szafki, szuflady i inne skrytki w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Jedyną w miarę cenną rzeczą prócz apteczki, był ciężki nóż. Starannie naostrzony i bez śladu rdzy. King przywłaszczył go sobie, ponieważ jego broń zniknęła gdzieś w lesie. Prócz tego były tam naczynia, oczywiście w większości potłuczone, a także pająki i różnego rodzaju inne stworzonka. Zostawił je w spokoju. Ponieważ nadal czuł tępe i uciążliwe pulsowanie w czaszce, przysiadł na kamiennym parapecie. Szyba była zbita, co pozwalało chłodnemu wiatru na dostanie się do środka. Jasne kosmyki poruszały się, poruszane mocniejszymi powiewami, jednak nie przeszkadzało to ich właścicielowi. Na początku miał ochotę poczekać, aż białowłosa się obudzi, leśnik szybko znudziło go to. Na zewnątrz nic ciekawego się nie działo. Już miał się odwrócić, kiedy dostrzelisz kątem oka jakieś poruszenie. Biały kolor mignął między krzakami pozbawionymi liści. Jak strzała zeskoczył z parapetu i wybiegł na dwór, wcześniej zeskakując z parapetu. Stare i już zardzewiałe zawiasy od bocznych drzwi stawiły pewien opór, jednak udało mu się szybko je otworzyć. Przez jego ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze, spowodowane zimnem. W końcu chodził tylko w zmasakrowanej koszulce, bluzę zostawił przewieszoną na którymś krzeseł i nie pomyślał o tym, by ją zabrać, a na zewnątrz panował nieznośny mróz. Przebył biegiem kilkanaście metrów, zostawiając za sobą jedynie ślady ciężkich butów w śniegu, który nie wiadomo kiedy napadał. Zatrzymał się przy jednym z drzew, wypatrując "zguby". Po odnalezieniu jakiegoś punktu orientacyjnego, widocznego z jego okna, odnalazł te same krzaki, w których dostrzegł ruch. Zaczął już drżeć, jednak nie przestawał biec po śladach stworzenia. Od czasu do czasu pojawiały się obok nich szkarłatne plamki. Zwierzę musiało być ranne. Eylan wszedł do małego lasku, szukając wzrokiem olbrzyma. W końcu zauważył go leżącego pod rozłożystym dębem. Wielki pies o długiej, śnieżnobiałej sierści. Jedynie jego nos, oczy i czerwona plama na boku się wyróżniały. Owczarek zawarczał na niego niskim głosem, co jednak go nie zraziło. Szarooki przykucnął kilka metrów dalej, ignorując zimno. Wyciągnął przed siebie rękę łagodnym gestem. Zagwizdał cicho.
-No chodź, mały, nic ci nie zrobię - mówił cicho, spokojnym tonem.
Po dłuższym czasie zwierzak w końcu przestał okazywać wobec niego negatywne emocje, zastępując je ciekawością i odrobiną niepewności. Szesnastolatek pozwolił sobie jeszcze bardziej się zbliżyć. Stopniowo zmniejszał odległość, aż psiak dał się pogładzić po głowie. Jego sierść była mięciutka i przyjemna w dotyku. Zwierzak spróbował wstać, co zakończyło się cichym skowytem. Rana na boku musiała mu doskwierać. Po drogiej próbie w końcu się udało i nawet zaczął iść.
-Nie jest tak źle - mruknął do siebie jasnowłosy.
Doprowadził olbrzyma do domku. Pierwsze co zrobił po odstawieniu go do środka było pójście po apteczkę. Ranę należało zabandażować. Podszedł do zwierzaka, mając nadzieję, że pójdzie łatwo, jednak się przeliczył. Futrzak wykonywał zgrabne uniki, zupełnie jakby nie był zraniony. Ostatecznie się udało, ale z wielkim trudem. Owinięcie ran psa kosztowało go ogrom cierpliwości, ale ostatecznie był zadowolony z efektu. Zabandażowany futrzak zaczął radośnie biegać, a szarooki wstał z klęczek, przeciągając się. W pewnej chwili pies skoczył na Kinga, opierając się łapami o jego ramiona. Stojąc w pionie, był wyższy niż chłopak. Po domku rozległ się histeryczny wrzask, a potem huk, kiedy uradowany owczarek zdołał powalić chłopaka na ziemię, przyciskając go do niej. Pod ciężarem psa, Eylan aż stracił dech. Powietrze uleciało z jego płuc, a sam zaczął kaszleć, obawiając się o stan swoich żeber. Usłyszał szybkie kroki na drewnianej podłodze i odgłos otwieranych drzwi.
-Co do... - Alex otwarła szeroko oczy, kiedy zobaczyła szczekacza. - Co to bydlę tu robi? - spytała sucho unieruchomionego towarzysza, który właśnie przywołał na swoje usta uroczy uśmiech proszącego dziecka.
-Przygarniemy go? - Ton głosu blondyna był błagalny. - Jest taki uroczy...yyy! - zakończył krzykiem, kiedy został przyciśnięty mocniej.
W odpowiedzi dostał ironiczny wyraz twarzy dziewczyny, która zawołała psa, który do niej podleciał, jednocześnie w końcu uwalniając od niego szesnastolatka. Blondyn zwinął się w kulkę i dopiero po chwili wstał, kiedy upewnił się, że jego kości są całe.
-Nazwijmy go Argon! - zawołał, a owczarek natychmiast odwrócił głowę w jego stronę i zamerdał ogonem.
-Chodź do mnie Argon.
Rozłożył ręce jakby chciał go przytulić i już po chwili tulił psa. Zachichotał, kiedy polizał go po twarzy.
-Proooszę, Alex, weźmy go!

<Alex?>

niedziela, 7 lutego 2016

Od Alex cd. Eylana

Zabawa, a raczej plan był w miarę bez wad. Widząc, gdy wszyscy w zasięgu jej wzroku zwijali się z bólu, nie przypuszczała wówczas, iż kogoś musiała pominąć przez przypadek. Wiedziała o tym, iż kogoś jej tam brakuje. W pewnym momencie źrenice pod maską się rozszerzyły, a bicie serca znacznie przyspieszyło. Jednakże szybko się opanowała, lecz niepotrzebnie. Cofając się poczuła, że wpadła na coś, a raczej kogoś kto był wrogo nastawiony. Odwróciła się tym samym pokazując, że jest gotowa do walki. Ową przeszkodą był wysoki, z szyderczym uśmieszkiem szatyn, który przekrzywił głowę zainteresowany zapewne tym co kryje się pod kapturem jak i maską. Dziewczyna wyprostowała się cały czas bacznie obserwując mężczyznę, by nie mieć potem jakiejś niespodzianki. W sumie co się dziwić, gdy ciekawość jest większa. Nie każdy wie kim jest istota kryjąca się pod maską. W pewnej chwili znudziło Alex patrzenie jak i cisza, więc rzuciła się szybko do ucieczki tam gdzie ją nogi poniosą oraz z myślą, czy chłopak będzie próbował ją schwytać. Przemknęła susem między drzewami, biegnąc w głąb lasu, do celu. Niestety nie udało się. Chłopak znikąd się pojawił, by móc swą ofiarę powalić na ziemię i zaczekać na przybycie pozostałych. Oczywiście próbowała się wyrwać, lecz wróg za każdym razem mocniej przypierał ją do zimnej ziemi. Spojrzała w bok w poszukiwaniu jakiejś rzeczy, która posłużyła by jako nóż. Westchnęła, po czym się uspokoiła, co zapewne napastnika musiało to zdziwić, a zarazem zadowolić. O to jej chodziło, by mieć choć parę chwil wolności. Co też i się stało, a wówczas wykorzystując sytuację, białowłosa wzięła kamień i ostrą krawędzią przejechała parę razy po ciele wroga robiąc nacięcia. Szatyn klnął próbując się obronić i powstrzymać dalsze ataki buntowniczki.
- Komuś zachciało się walczyć? - mruknął wyrywając kamień i tym razem przypierając atakującą do drzewa. Zdjął szybko maskę, po czym rzekł: - Wojowniczka z ciebie jest, lecz nie dasz mi rady, Księżniczko. 
To było już za wiele. Nie lubiła jak ktoś tak się zwraca prócz znajomych. Spojrzała na niego z dziwnym błyskiem w oku. Z błyskiem, który oznaczał, że zaraz nie będzie tak miło. Natomiast lewy kącik ust powędrował delikatnie ku górze. W oczach osoby na przeciwko mogła ujrzeć zdezorientowanie. Z całą siłą nadepnęła na nogę, a gdy ten jęknął z bólu i cofnął się, ta wykorzystała sytuacje i rzuciła się do ataku. Raz dostawał szatyn, a raz buntowniczka, co skutkowało rozwaleniem wargi dziewczyny. Wstała, wytarła ręką czerwoną substancje i już miała ponownie zaatakować, lecz mocne uderzenie w brzuch przesądziło nad wynikami bitwy. Złapała się za brzuch i padła na kolana. Ponowne uderzenie spowodowało utratę przytomności. Obudziła się będąc związaną z jakimś słupem, po czym mruknęła coś zniesmaczona tą sytuacją, w której się znajduje. W pewnej chwili kątem oka dostrzegła znajomą jej postać, która była prowadzona, a następnie związana w podobny sposób co ona sama. Faktycznie chciała coś powiedzieć, lecz taśma to uniemożliwiała. W końcu wspólnik zaczął się szamotać, aż w końcu się uwolnił. Podszedł i zaczął przecinać liny. Gdy tylko miała wolne ręce, szybko zerwała z ust taśmę, zaciskając zęby przy okazji. Co dziwne, nie jęknęła, nie krzyknęła.
- Dobijamy resztę, czy uciekamy? - spytał Eylan.
- Spadamy. I nie licz na to, że coś ode mnie w nagrodę otrzymasz za uratowanie. - rzekła otrzepując się z pyłu, po czym biorąc maskę, która wisiała na jednej z gałęzi.
- Nawet buziaka nie dostanę? Przecież uratowałem cię jak rycerz, księżniczko. - ukłonił się, po czym szyderczo uśmiechnął.
- Nawet buziaka i nie jestem księżniczką, rycerzyku. - mruknęła. Następnie ignorując znajomego, ruszyła w stronę wyjścia, w stronę wolności. Szła spokojnie, acz szybko i cicho. Zaczęła biec wówczas, gdy Unikatowi się zorientowali o ucieczce rebeliantów co sugerowały ich krzyki jak i strzały. Chwyciwszy Eylana za rękę, wybiegła z obozu próbując unikać kul wystrzelonych w ich kierunku. Żołnierze nie wyszli z bazy, co trochę było to dziwne. Przecież powinni rzucić się za parą więźniów, a nie stać i strzelać. Dziewczyna puściła dłoń chłopaka, przeczesała palcami włosy, a następnie się zaśmiała. Wiedziała jak i czuła wzrok towarzysza na sobie. Był zaciekawiony oraz niepewny, a zarazem pełen zafascynowania prawdopodobnie ową sytuacją. Stanąwszy koło jednego z większych, starszych drzew oparła się. Rozglądała się nad czymś. Może nad pułapkami? A może nad innymi bazami jakie mogą być niedaleko? Odwróciła się, by spojrzeć na siedzącego Kinga, który właśnie nabierał powietrza. Na sam widok na twarzy pojawił się pół uśmiech. Jednak coś ją zaniepokoiło. Znów zaczęła się rozglądać tym bardziej uważniej. Strzał, a tuż po nim trzask łamanej gałęzi, która spadała na ziemię przyciągana jak coś metalowego do magnezu, lecz tu okazał się nim być nowo poznana osoba, co przyczyniło się do utraty przytomności. Nadchodzą znakiem tego. Szybko rzuciła się na pomoc poszkodowanemu, po czym jak go wyjęła spod dość sporego kawałka drewna, próbowała go jakoś przenieść. Za nogi, za ręce..., w końcu wzięła go pod pachę tak jak pomaga się pijakom, by z pomocą doszli do domu. Krzyki dochodziły niedaleko, więc nie zważając na nieprzytomnego nastolatka zaczęła szybciej iść, lecz tym razem w kierunku krzaków, by nie zostawiać po sobie jakiś śladów dla ułatwienia. Po drodze próbowała wzbudzić go, lecz bez skutku. Po paru minutach zauważywszy miasto, odetchnęła z ulgą, że nie będzie musiała już dłużej nosić nastolatka, więc nie tracąc ani chwili dłużej, ruszyła w stronę jednego z budynków. Gdy weszła do budynku, położyła nieprzytomnego na podłodze. Dom był... pusty. Czasem tylko gazeta zaszeleściła z powodu delikatnego podmuchu przez wybite okno. Pokręciła się jeszcze po mieszkaniu, by upewnić się, czy faktycznie są tu sami. Wróciwszy do rycerzyka, ujrzała coś na wzór czerwonej substancji, która lała się z rany na ramieniu, która musiała prawdopodobnie powstać w skutek draśnięcia w kanałach. Głowę również miał rozwaloną, co się dziwić jak dostał drewnem. Nabrała powietrza w płuca, po czym wyjęła kawałek białego materiału z kieszeni i siadła przy nim po turecku. Wpierw opatrzyła ramię, a na deser poszły delikatne ranki ukryte w czuprynie na głowie, którą położyła na swoich kolanach, by było trochę łatwiej, a po drugie, by nie obijał dalej swej twarzyczki. Po skończonej robocie, spojrzała przez zbitą szybę. Na zewnątrz panował już mrok, a wraz ze wschodem słońca będzie czekać ich męczący dzień zapewne. Położyła się więc na plecach, wzięła ręce za głowę i zamknęła oczy, by móc pogrążyć się we śnie. W pewnej chwili poczuła jak śpiąca królewna się obudziła. Chciała spojrzeć, otworzyć oczy, lecz zamiast tego wsłuchiwała się tylko w ciszę, więc wydawało się, że śpi jak zabita.

<Eylan? Nudne i krótkie, ale cichaj^^ >

sobota, 6 lutego 2016

Od Akiry cd. Eylana

Akira pochwyciła jak najwięcej powietrza do płuc, po czym wypuściła je przez usta z cichym świstem. Czynność tą powtórzyła pięć razy. Uniosła obie dłonie na wysokość ramion. Trzymany przedmiot trząsł się pomimo wielokrotnego uspakajania. Palcem wskazującym pociągnęła za spust. Rozległ się dźwięk wystrzału, a broń wykonała odrzut, przez co nogi dziewczyny zachwiały się. Pocisk wylądował w prawym rogu prostokątnego kawałka drewna.
-Co robię źle? – zapytała sama siebie.
Poczuwszy dotyk na ramieniu odwróciła się do tyłu. Przyłożyła pistolet do brzucha osoby znajdującej się naprzeciwko niej, choć chciała wycelować w czoło. Niestety wzrost przeszkodził jej w planach. Mężczyzna posłał jej czuły uśmiech, a następnie pogładził ją po czubku głowy. Siwe kosmyki opadały na jego twarz pokrytą licznymi zmarszczkami. Miał na sobie swój stary mundur wojskowy, który służył mu dobrych kilka lat. Nigdy nie mógł się z nim rozstać. Staruszek był znacznie wyższy od młodej dziewczyny. Od roku uczył ją strzelać, choć Kanji nie czyniła za wiele postępów. Rzuciwszy pistolet na ziemie skuliła się. Wcześniej ściągnęła z pleców swoją maskotkę, którą musiała mieć wiecznie przy sobie.
-Nie chcę trzymać w ręku broni – odpowiedziała chowając twarz w królika.
-Większość z nas tego nie chce, ale musimy, aby przetrwać – mężczyzna przykucnął przy niej. – Twoi rodzice prosili mnie, abym nauczył cię strzelać. 
Akira próbowała wyłapać jakiś dźwięk, ale jedynie co słyszała to granie koników polnych pocierających swoje tylne odnóża.
-Zapłacili ci za to – powiedziała po dłuższym czasie.
Staruszek próbował nawiązać jakiś kontakt z szesnastolatką, ale ta nie dawała mu nawet na to szansy. Ostatecznie opuściła łąkę na której ćwiczył w samotności. Nawet nie chciała przebrać się w swoje ciuchy. Pomimo tego, że uwielbiała nosić spódnice chłopięcy wygląd odpowiadał jej. Na stopach niosła ciężkie buty, które były zawiązane jak najciaśniej, aby nie spadły z jej drobnych nóg. Spodnie i marynarka były w wojskowych barwach, przez co mogła uniknąć niepotrzebnych sprzeczek z ludźmi na otwartych przestrzeniach. Spokojnie mogła upaść na ziemie i czekać aż nieprzyjaciel odejdzie. Gorzej było z zarażonymi. Poprawiwszy czapkę, pod którą schowała włosy weszła do ogrodzonego miasta. Maskotkę wsunęła za pas od spodni, po czym ruszyła w głąb. Chcąc uniknąć znajomych rodziców udała się w uliczki, którymi rzadko kiedy ktoś chadza.
Drogi między kamienicami było spowijane ciemnością. Jedna lampa przypadała na całą dzielnicę. Rzadko kiedy działała. Większość chodników była zagracona śmieciami, które stanowiły przeszkodę. Większość ścian budynków była pomazana sprejami przez młodych gangsterów, którzy chcieli wyrazić swoja twórczość. Niektóre słowa były napisane w błędny sposób, ale ciekawe wykonanie odwracało od tego uwagę oglądającego lub jak w tym przypadku przyciągało to do siebie szesnastolatkę.
Słysząc dziecięcy krzyk natychmiast odwróciła się za siebie. Po kilku sekundach zza rogu wybiegła dziewczynka, której twarz była czerwona. Przyodziana była w poszarpaną, różową sukienkę, która zsuwała się z jej ramionek. Po jej wyglądzie można było określić, że dawno nic nie jadła. Ludzie z wyższych sfer sprawili, że dziecko znalazło się na marginesie społecznym. Brunetka ledwo zipała. Przed nią znikąd pojawiła się dziura, w którą wpadła jedna z jej nagich stópek. Po alejce rozległo się przeciągnięty jęk bólu. Kanji przez chwilę wpatrywała się w maleństwo, które przed czymś uciekało. Nie myśląc dłużej podbiegła do niej. Uciekinierka odepchnęła szesnastolatkę każąc jej uciekać. Akira nie chciała tego słyszeć. Widząc, że brunetka powoli opada z sił chwyciła ją za ramiona, po czym uniosła dziecko. Chciała wziąć ją na plecy, ale widok ogromnej postaci będącej przed nią wytrącił białowłosą z racjonalnego myślenia, przez co upadła. Maleństwo wylądowało na ziemi razem z nią. Z gardła dziewczynki wydał się krzyk wołający o pomoc. Nikt się nie zjawił. Dziewczyna z szarymi ślepiami uniosła się na równe nogi. Przyglądnęła się napastnikowi szukając sposobu ucieczki. Dziwiła się, że jeszcze nie zostały zaatakowane. Przez chwilę zastanawiała się co powoduje to nagłe uspokojenie. Dopiero, gdy lampa rzuciła słabe światło na sylwetkę napakowanego mężczyznę zauważyła, że jego szyja jest oplatana przez czyjeś nogi. Jej ślepiom ukazał się młody chłopiec z szerokim uśmiechem, który nagle zeskoczył z nieprzyjaciela. Wydawało się, że młodzieniec zdawał sobie sprawę, że sam nie da rady pokonać napastnika, ale może na chwilę zająć jego uwagę. Rozkazał osobie w „wosjkowych” ubraniach zabrać malca i uciekać. Kanji od razu pochwyciła dziecko zaczynając z nią biec. Będąc z dala od niebezpiecznych uliczek Akira postanowiła obejrzeć nogę dziewczynki, która wcześniej przedstawiła się imieniem Katsumi. Oglądając obrażoną kończynę, która była opuchnięta stwierdziła, że to zwichnięcie. Nie była pewna swojego werdyktu, dlatego zabrała brunetkę do pobliskiego szpitala dla sierot. W placówce nie było miejsca, a o jak najszybszej wizyty u specjalisty można było pomarzyć. Nagle podbiegła do nich kolejna dziewczynka, która wykrzyczała radośnie imię nowej towarzyszki Akiry. Przytuliła się do swojej rówieśniczki, po czym zaproponowała jej oddanie swojej kolejki, ponieważ za chwilę wchodzi. Katsumi od razu zaprzeczyła, ale czując większy ból w nodze powędrowała do gabinetu lekarskiego. Wyszła po pięciu minutach słyszący, że musi czekać na innego doktora. Zapytana czy podał powód odpowiedziała, że nie. Kanji miała ochotę zrobić awanturę o traktowanie pacjentów, ale zrezygnowała, gdy zobaczyła jednego członka unikatów, który przyszedł napawać się cudzym nieszczęściem.
Akira wzięła Katsumi prosząc ją o wskazanie do ich kryjówki. Malec zaprzeczył prosząc o przeniesienie do parku. Białowłosa też tak zrobiła. Po drodze wstąpiła do niewielkiego sklepu, gdzie wydała swoje drobniaki na jedzenie dla malca. Obie dziewczyny siedziały na ławce. Kanji zaczęła się zbierać, ale znieruchomiała, gdy jej oczom ukazał się chłopak wymachujący jej ulubioną maskotką. Odruchowo chwyciła za miejsce, w którym przymocowała pluszaka. Nie było go tam. Nie mogła uwierzyć w to, że nieznajomy trzyma jej pamiątkę. Blondyn radośnie podbiegł do towarzystwa, po czym oddał królika małej dziewczynce. Akira odruchowo wyrwała miśka. Obie pary oczy przeniosły się na szesnastolatkę, a ona zatopiła się w swoim świecie. Po kilku minutach spojrzała na Katsumi przenosząc wzrok na chłopaka. Przeprosiła pod nosem za swoje wcześniejsze zachowanie. Wlepiła swoje ślepia w blondyna, który mówił coś do małej dziewczynki. Kanji chwyciwszy chłopca za koszulkę przyciągnęła go do siebie, aby móc coś stwierdzić. Oczyma błądziła po jasnej twarzy nieznajomego, po czym obraz przed nią zaczął się lekko rozmazywać. Zaczęła wierzyć, że przed nią znajduje się ten sam chłopak, który przed sześcioma laty podarował jej maskotkę. Blondyn czuł się dosyć dziwnie, ale nie dawał po sobie tego poznać. Na jego twarzy widniał nerwowy uśmiech.
-To ty! – wrzasnęła radośnie Akira, ale nie dostała odpowiedzi.
Przetarła oczy rękawem kurtki, a następnie ukazała dwa szeregi białych ząbków.
 -Gdzie przez ten czas się podziewałeś?
Dziewczyna zaczęła zadawać mnóstwo pytań, na które chłopak nie był wstanie odpowiedzieć, ale ta nie przestawała pytać.

<Eylan?>

Od Eylana cd. Alex

Jasnowłosy z niezadowoleniem patrzył, jak dziewczyna znika. Nie taki był jego plan, jednak w tym momencie nie miał już wyjścia. Odwrócił się plecami do drabinki i rozejrzał dookoła. Miał przewagę nad Unikalnymi – znał plan kanałów jak własną kieszeń, podczas gdy tamci z wielkim trudem odróżniali jeden korytarz od drugiego. Jego zadanie było całkiem proste, znając życie, żołnierze zaczną za nim iść, kierowani złością i nie zauważając niebezpieczeństwa. Po chwili odsunął się od ściany i skręcił do jednej z „dróg” w poszukiwaniu pierwszego celu. Całkiem szybko usłyszał dwójkę mężczyzn, klnących i z trudem przemieszczających się w niskich przejściach i z wodą po kostki. Eylan uśmiechnął się pod nosem i podniósł z ziemi łom. Przez chwilę obracał go w rękach, sprawdzając czy jest bardzo zardzewiały. Okazał się być w całkiem dobrym stanie, do tego był dosyć ciężki. Podszedł do ściany i uderzył nim lekko w jedną z rur, co przypominało odgłos przypadkowego potknięcia się o którąś z nich. Głosy natychmiast ucichły. Chłopak był pewien, że zaraz pojawią się niedaleko, jednak nie uciekał. Dostrzegłszy ruch gdzieś z boku, odwrócił się w tamtą stronę. Unikatowi również wbili w niego spojrzenie i unieśli broń w pogotowiu. Eylan rzucił łom na ziemię i zaczął uciekać. Do jego uszu dobiegł krzyk mężczyzn, mający zwołać resztę towarzyszy. Następnie rzucili się do biegu za uciekinierem, który jednak wcale nie starał się ich zgubić, ani choćby być cicho. Chwilę potem pobiegł w stronę wyjścia, uznawszy, że większość wrogów za nim podąża. Kilka razy niemal odcięli mu drogę, co go spowolniło. Kiedy dopadł do drabinki, prowadzącej ku wyjściu na powierzchnię i zaczął się po niej wspinać, poczuł lekki ból w prawym ramieniu. Nóż, rzucony przez jednego z Unikatowych, drasnął go i odbił się z brzdękiem od kamiennej ściany. Z ust blondyna wyrwało się przekleństwo, jednak nie zatrzymał się, po chwili wychodząc na światło dzienne. W pierwszym odruchu zasłonił oczy przed rażącym słońcem, przyzwyczajony już do mroków podziemi. Pokonał szybko dystans pomiędzy wyjściem a kępą drzew i skrył się w cieniu. Szybko uspokoił oddech i patrzył jak wrogowie wysypują się na zewnątrz i nieudolnie próbują wykryć wzrokiem rebelianta, który uciekł im sprzed nosa. Jasnowłosy zaśmiał się pod nosem, czekając, aż Alex przejdzie do ataku. Jak na zawołanie, jeden z wrogów krzyknął, upadł na ziemię i chwycił nogę, którą sekundę wcześniej trafił pocisk. Reszta zaczęła strzelać na ślepo dookoła, co wypłoszyło różne zwierzęta ze swoich kryjówek. W ciągu minuty, pięciu Unikatowych zostało rannych, a kolejni trzej, martwi. W pewnej chwili ostrzał ustał, ktoś coś krzyknął, jednak King nie zdołał odróżnić słów, a pozostali żołnierze widocznie się uspokoili, jednak zostali w pogotowiu. Szarooki poczuł ukłucie zdezorientowania. To też była część genialnego planu nowej towarzyszki, która niedawno została księżniczką ścieków? Eylan wstał i bezszelestnie zaczął iść między drzewami bliżej grupki wrogów. Zatrzymał się, kiedy jakaś trójka sprawdzająca krzaki, przeszła tuż obok niego.
-Niebezpieczeństwo zostało wyeliminowane? – zapytał pierwszy, młody głos, należący do niewidocznego chłopaka.
Nie mógł mieć więcej nić siedemnaście lat.
-Pojmaliśmy ją. To jedna z tych szumowin – odparł ktoś.
-Rebelianci? – zapytał ponownie nastolatek.
Odpowiedziało mu twierdzące mruknięcie. Postacie prawdopodobnie chciały pójść dalej, jednak trzeci głos ich powstrzymał.
-Po co łazimy po krzakach? – warknął. – Już ją złapaliśmy, więc po co jeszcze brudzić sobie ręce? 
Dalsza rozmowa nie obchodziła szesnastolatka, który niedosłyszalnie oddalił się od Unikatowych. Czyli Alex została schwytana. Chłopak postanowił choćby spróbować jej jakoś pomóc. Rozważał kilka opcji, nie zaprzestając marszu, ale żadna nie była do końca bezpieczna.
-Raz kozie śmierć – mruknął do siebie pod nosem i zawrócił.
Kiedy do jego uszu ponownie trafiły strzępki prowadzonej rozmowy, zbliżył się jeszcze bardziej, by po chwili wyskoczyć na jednego z żołnierzy. Ściął z nóg młodego, ciemnowłosego chłopaczka, który spojrzał na niego przestraszonym wzrokiem, kiedy zacisnął dłoń na jego gardle.
-Nie podchodźcie, albo zmiażdżę mu tchawicę! – ostrzegł pozostałych, demonstracyjnie mocniej zaciskając uścisk.
Chłopak złapał go za nadgarstek, próbując nabrać powietrza do płuc. Eylan nie chciał go zabić. W tym momencie odgrywał sztukę, mającą ostatecznie doprowadzić go do Alex. Niespodziewanie Poczuł coś zimnego na skroni.
-Tylko spróbuj, a wpakuję ci kulkę w łeb – krzyknął z furią któryś z mężczyzn.
-Mieliśmy rozkaz ich nie zabijać, hamuj się – mruknął ostatni Szarooki uśmiechnął się szyderczo i spojrzał na celującego do niego z broni żołnierza.
-Najpierw mnie złap - powiedział i gwałtownie odchylił się w tył, jednocześnie pociągając rękę napastnika, co sprawiło, że zamiast w głowę Podziemnego, strzelił w ziemię.
Blondyn szybko podniósł się i przybrał obronną pozycję, pozwalając trzeciemu i jednocześnie najbardziej opanowanemu wrogowi, zajść się od tyłu. Udawał, że nie widzi jego ruchów. Po kilku sekundach poczuł, że ów ktoś łapie go za ramiona i w pasie. Zaczął się wyrywać, jednak to na niedużo się zdało. Po krótkiej szarpaninie pozwolił zawlec się do ich tymczasowego obozu. Mężczyźni popełnili ten błąd i go nie przeszukali, prawdopodobnie sądząc, że skoro nie użył broni w ataku na nich, pewnie takowej nie posiada. Skrępowano jego nadgarstki kawałkiem liny, to samo robiąc z kostkami. Ktoś zaciągnął go na obrzeża lasku, gdzie zauważył związaną i przywiązaną do jakiegoś słupka Alex. Mamrotali coś, lecz taśma, którą zaklejono jej usta, skutecznie tłumiła dźwięki. Potulnie siedział i patrzył na Unikalnego, który unieruchomił go w podobny sposób co dziewczynę. Odszedł po chwili, bluzgając wymyślnie na blondyna, któremu z ust nie schodził uśmieszek.
-No, księżniczko, dałaś się złapać? - zaśmiał się, patrząc jak jasnowłosa unosi brew w ironicznym geście. - Spokojnie, ja tylko przyszedłem cię uratować. Niczym prawdziwy rycerz. 
Zaczął szamotać się, chcąc sięgnąć nadgarstkami do spodni. Zajęło mu to kilka minut, ale w końcu wyjął nóż, za pomocą którego przeciął więzy. Podszedł do towarzyszki i uwolnił jej usta od kawałka taśmy. Zaczął przecinać liny.
 -Dobijamy resztę czy uciekamy? - zapytał, kiedy Alex stała już w pełni uwolniona.

<Alex, Kopciuszku?>