Dziewczynka kompletnie nie pasowała do tego otoczenia. Wszędzie wokół kłębiły się chmary uzbrojonych Unikatowych, dodatkowo ta bomba. To przez nią tak wyglądała. Właściwie to chyba powinienem zostawić tą kilkulatkę na pastwę losu, ale wyglądała, jak kot, którego wrzucono do rzeki. Chyba była nawet równie mokra, bo łzy nie przestawały lecieć spod jej rzęs.
- Gdzie jest twoja mama? Albo tata? Ktokolwiek? - Spytałem , patrząc w jej spore, brązowe oczy.
Pokazała tylko ręką bliżej nieokreślony kierunek. Chyba wschód, ale z racji tego, że nie bardzo wiedziałem, gdzie jesteśmy ciężko było mi się zorientować w terenie. Kompletnie ignorując moją kuzynkę wziąłem dziewczynkę na plecy. Jedna z jej nóg dosyć mocno krwawiła, poza tym była w w miarę dobrym stanie. Nawet gdyby mogła chodzić, nie robiłaby tego zbyt szybko.
Po chwili zmierzałem już w miejsce, w którym kilkulatka ostatni raz widziała rodziców. Nie miałem zamiaru jej niańczyć, ale chyba wypadałoby ją z kimś zostawić. Niestety moje plany zostały pokrzyżowane przez gruzy, przygniatające martwe ciała. Po kolejnym ataku szlochu mogłem się domyśleć, że to właśnie była jej rodzina. Czyli została sierotą przez mój wybuch. Cudownie.
Lekkim truchtem wróciłem do Akane. Starałem się jak najmniej podskakiwać, by mała nie spadła i po raz kolejny nic sobie nie zrobiła. Dziewczyna cały czas nie zmieniła położenia, więc nie trudno było ją z powrotem znaleźć. Jedynymi śladami ruchu były założone na siebie ręce i wargi ułożone w wyraz solidnej dezaprobaty i grymasy.
- Bomba zabiła jej rodziców.- Oświadczyłem bezbarwnym głosem.
- Od kiedy zaczynasz bawić się w bohatera? Zostaw ją i wracamy. No chyba, że chcesz, żeby złapali nas Unikatowi. - Prychnęła.
- Od kiedy ty zostałaś ciocią. - Odparłem, jednocześnie zwalając cały obowiązek opieki nad dzieckiem na Akane.
- Chyba cię coś... Jeśli musisz zgrywać herosa, to rób to sam. To nie ja zdetonowałam bombę. - Odgryzła się, obracając się do mnie plecami i ruszając przed siebie.
Właściwie moglibyśmy się tak kłócić do końca świata, gdyby nie to, że dziewczyna zaczęła iść. Musiałem niechętnie podążyć za nią, bo samemu nijak nie wróciłbym do jakiegokolwiek miejsca, które znam.
- Ja nie wydałem rozkazu detonacji. - Wycedziłem przez zęby.
Poczułem, że mam mokry kołnierz. Ach, no tak, przecież niosę na plecach tą małą. Ja ją ratuje, a ona mi moczy ubranie łzami. Dodatkowo w zamian za mój jakże bohaterski gest Akane znowu się na mnie obraża. Gdzie tu sprawiedliwość?
<Akane? I tak zostaniesz ciocią, o to się nie martw.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz