Zignorowałam słowa dziewczyny. Zaczęłam myśleć, jak się uwolnić, bo ona mi raczej nie pomoże. Shirley też mnie nie uratuje, więc muszę sobie poradzić sama. Swoją drogą, mogłabym ją wyszkolić... Rozmyślania przerwał mi nasilający się ból w kostce. Niemożliwe, że zapomniałam, iż wiszę głową w dół. Ale czy to ma jakieś znaczenie? Zdecydowanie nie. Obmacałam wszystkie kieszenie w poszukiwaniu czegoś ostrego. Scyzoryk? Może być, lepsze to, niż grot strzały. Zaczęłam mozolnie ciąć linę. Białowłosa przyglądała się temu w milczeniu. Po paru minutach osiągnęłam cel. Upadłam na tyłek, ale rozmasowałam bolące miejsce, rzuciłam dziewczynie mało przyjemnie spojrzenie i bez słowa wyszłam na powierzchnię. Zostałam tam sunię husky, która cierpliwie na mnie czekała. Po cichu podążałam uliczkami, które były mniej obstawianie przez Unikatowych. Nagle zaskoczyło mnie czyjeś pchnięcie. Zdziwiona odskoczyłam pod ścianę jednej ze ślepych uliczek, ale już na następnym momencie zrozumiałam, że był to błąd. Jedyną drogę ucieczki odgradzali mi dwaj, może parę lat starsi odemnie, uzbrojeni w karabiny, Unikatowi. Ukrywając strach, uśmiechnęłam się złośliwie i zapytałam:
-Aż taka jestem straszna, że musicie mnie atakować we dwóch, w dodatku od tyłu?
Zignorowali moje pytanie, więc chwyciłam pewniej łuk, wyjęłam strzałę i wycelowałam w jednego z chłopaków.
Jak na zawołanie, obydwaj wybuchli śmiechem.
-Myślisz, że tym krzywym łuczkiem coś mi zrobisz? -wysapał ten, w którego celowałam.
-Rzuć broń, a może nic ci nie zrobimy. -powiedział drugi.
-Kłamać Was nie uczyli, co? -parsknęłam.
-Rzuć broń. -powtórzył unikatowy z obrzydliwym spokojem.
-A jak nie? -droczyłam się z nim, starając się odwlec to, co nieuniknione. Powiedzmy sobie szczerze: w tym starciu nie miałam szans.
-Hmmmm.. Pomyślmy... -zaczął brunet.
-Powinnam zacząć używać czegoś nowocześniejszego.. -mruknęłam pod nosem, zerkając na swój łuk i jednocześnie spuszczając oczu z chłopaków.
Alex?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz