piątek, 12 lutego 2016

Od Eylana cd. Alex

Blondyn powoli zaczął się wybudzać. Pierwszym jego odruchem było jęknięcie, spowodowane rwącym bólem w głowie. Musnął palcami skroń w miejscu, gdzie bolało najbardziej. Ze zdziwieniem wyczuł pod opuszkami palców materiał. Bandaż miał również owinięty wokół zranionej kończyny, co również po chwili zauważył. Zaraz po ogarnięciu, że jego rany w magiczny sposób zostały opatrzone, przekręcił głowę w prawo, jednocześnie zauważając, że znajduje się w obcym miejscu. W jego pamięci ziała czarna dziura, która nie pozwalała mu na zrozumienie jego aktualnej sytuacji. Przez dobre kilka minut w skupieniu przyglądał się staremu krzesłu, prawdopodobnie już przeżartego przez korniki lub inne podobne stworzenia. Nagle wszystko sobie przypomniał. Odgłos strzału i ból było ostatnim co zapamiętał, jednak mógł domyślać się jedynie co zaszło później. Zerwał się gwałtownie, co nie było dobrym pomysłem. Ponownie złapał się za głowę, klnąc siarczyście pod nosem. Kiedy pierwsze zdziwienie minęło, zdał sobie sprawę, że w sumie nie jest możliwe, by znajdował się w obozie nieprzyjaciela. W takim razie gdzie się znajdował? Gdzie Alex? Ktoś w końcu musiał się nim zająć. Omiótł spojrzeniem całe wnętrze, kończąc na postaci leżącej na drugiej stronie łóżka. Z ulgą zarejestrował, że dziewczyna ma się dobrze i najprawdopodobniej śpi w najlepsze. Nie chciał jej przeszkadzać w odpoczynku, więc po cichu wymknął się z pomieszczenia. Głowa już nie bolała tak bardzo, co przyjął z zadowoleniem. Postanowił zrobić mały przegląd chatki. Dokładnie przeszukał wszystkie szafki, szuflady i inne skrytki w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Jedyną w miarę cenną rzeczą prócz apteczki, był ciężki nóż. Starannie naostrzony i bez śladu rdzy. King przywłaszczył go sobie, ponieważ jego broń zniknęła gdzieś w lesie. Prócz tego były tam naczynia, oczywiście w większości potłuczone, a także pająki i różnego rodzaju inne stworzonka. Zostawił je w spokoju. Ponieważ nadal czuł tępe i uciążliwe pulsowanie w czaszce, przysiadł na kamiennym parapecie. Szyba była zbita, co pozwalało chłodnemu wiatru na dostanie się do środka. Jasne kosmyki poruszały się, poruszane mocniejszymi powiewami, jednak nie przeszkadzało to ich właścicielowi. Na początku miał ochotę poczekać, aż białowłosa się obudzi, leśnik szybko znudziło go to. Na zewnątrz nic ciekawego się nie działo. Już miał się odwrócić, kiedy dostrzelisz kątem oka jakieś poruszenie. Biały kolor mignął między krzakami pozbawionymi liści. Jak strzała zeskoczył z parapetu i wybiegł na dwór, wcześniej zeskakując z parapetu. Stare i już zardzewiałe zawiasy od bocznych drzwi stawiły pewien opór, jednak udało mu się szybko je otworzyć. Przez jego ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze, spowodowane zimnem. W końcu chodził tylko w zmasakrowanej koszulce, bluzę zostawił przewieszoną na którymś krzeseł i nie pomyślał o tym, by ją zabrać, a na zewnątrz panował nieznośny mróz. Przebył biegiem kilkanaście metrów, zostawiając za sobą jedynie ślady ciężkich butów w śniegu, który nie wiadomo kiedy napadał. Zatrzymał się przy jednym z drzew, wypatrując "zguby". Po odnalezieniu jakiegoś punktu orientacyjnego, widocznego z jego okna, odnalazł te same krzaki, w których dostrzegł ruch. Zaczął już drżeć, jednak nie przestawał biec po śladach stworzenia. Od czasu do czasu pojawiały się obok nich szkarłatne plamki. Zwierzę musiało być ranne. Eylan wszedł do małego lasku, szukając wzrokiem olbrzyma. W końcu zauważył go leżącego pod rozłożystym dębem. Wielki pies o długiej, śnieżnobiałej sierści. Jedynie jego nos, oczy i czerwona plama na boku się wyróżniały. Owczarek zawarczał na niego niskim głosem, co jednak go nie zraziło. Szarooki przykucnął kilka metrów dalej, ignorując zimno. Wyciągnął przed siebie rękę łagodnym gestem. Zagwizdał cicho.
-No chodź, mały, nic ci nie zrobię - mówił cicho, spokojnym tonem.
Po dłuższym czasie zwierzak w końcu przestał okazywać wobec niego negatywne emocje, zastępując je ciekawością i odrobiną niepewności. Szesnastolatek pozwolił sobie jeszcze bardziej się zbliżyć. Stopniowo zmniejszał odległość, aż psiak dał się pogładzić po głowie. Jego sierść była mięciutka i przyjemna w dotyku. Zwierzak spróbował wstać, co zakończyło się cichym skowytem. Rana na boku musiała mu doskwierać. Po drogiej próbie w końcu się udało i nawet zaczął iść.
-Nie jest tak źle - mruknął do siebie jasnowłosy.
Doprowadził olbrzyma do domku. Pierwsze co zrobił po odstawieniu go do środka było pójście po apteczkę. Ranę należało zabandażować. Podszedł do zwierzaka, mając nadzieję, że pójdzie łatwo, jednak się przeliczył. Futrzak wykonywał zgrabne uniki, zupełnie jakby nie był zraniony. Ostatecznie się udało, ale z wielkim trudem. Owinięcie ran psa kosztowało go ogrom cierpliwości, ale ostatecznie był zadowolony z efektu. Zabandażowany futrzak zaczął radośnie biegać, a szarooki wstał z klęczek, przeciągając się. W pewnej chwili pies skoczył na Kinga, opierając się łapami o jego ramiona. Stojąc w pionie, był wyższy niż chłopak. Po domku rozległ się histeryczny wrzask, a potem huk, kiedy uradowany owczarek zdołał powalić chłopaka na ziemię, przyciskając go do niej. Pod ciężarem psa, Eylan aż stracił dech. Powietrze uleciało z jego płuc, a sam zaczął kaszleć, obawiając się o stan swoich żeber. Usłyszał szybkie kroki na drewnianej podłodze i odgłos otwieranych drzwi.
-Co do... - Alex otwarła szeroko oczy, kiedy zobaczyła szczekacza. - Co to bydlę tu robi? - spytała sucho unieruchomionego towarzysza, który właśnie przywołał na swoje usta uroczy uśmiech proszącego dziecka.
-Przygarniemy go? - Ton głosu blondyna był błagalny. - Jest taki uroczy...yyy! - zakończył krzykiem, kiedy został przyciśnięty mocniej.
W odpowiedzi dostał ironiczny wyraz twarzy dziewczyny, która zawołała psa, który do niej podleciał, jednocześnie w końcu uwalniając od niego szesnastolatka. Blondyn zwinął się w kulkę i dopiero po chwili wstał, kiedy upewnił się, że jego kości są całe.
-Nazwijmy go Argon! - zawołał, a owczarek natychmiast odwrócił głowę w jego stronę i zamerdał ogonem.
-Chodź do mnie Argon.
Rozłożył ręce jakby chciał go przytulić i już po chwili tulił psa. Zachichotał, kiedy polizał go po twarzy.
-Proooszę, Alex, weźmy go!

<Alex?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz