czwartek, 28 stycznia 2016

Od Daiki - Fala 28 stycznia

Yato już powinien siedzieć w schronie, ale gdy tylko wbiegłam do pokoju, na podłodze znalazłam karteczkę z wiadomością: „Mamo, nie martw się o mnie… Wrócę”. Nie napisał gdzie poszedł, nie napisał, po co. Moja głowa przepełniona była wizjami dotyczącymi mojego syna. Ktoś go ugryzł, a wtedy się wzdrygnęłam. Nie ubrałam stroju ochronnego, ale maskę włożyłam na usta i nos, a potem pobiegłam szukać tego nieodpowiedzialnego dzieciaka. Kocham go, ale jak go tylko znajdę to go chyba uduszę.
***
Śmierć nie była dla mnie jakoś szczególnie strasznym tematem. Gdyby Yato został zarażony, musiałabym go zabić, a która kochająca matka chciałaby zabić swoje ukochane dziecko? Cały czas biegłam. Nie obchodził mnie ból przeszywający klatkę piersiową i nogi. Nie mogłam oddychać. Zabranie broni, którą Yato przyniósł wraz z jedzeniem wydawało się doskonałą decyzją. Byłam przy murze, dziura, która w nim była, cały czas się powiększała, ponieważ zarażeni pchali się żeby znaleźć się tuż przy mnie. Zaczęłam strzelać do tych potworów. Kiedy przez dziurę nie wchodził już nikt, zaczęłam uciekać w kierunku najbliższego budynku. Chciałam wyjść na dach, zabarykadować się i strzelać do wszystkiego, co się rusza. Dotarłam do dość wysokiego domu, miał parter i 3 piętra. Biegnąc na strych, żeby wydostać się na dach, kilka razy przewróciłam się na schodach. Siniaków i złamań w ten sposób nie uniknęłam.
- Kto tam jest – ktoś krzyczał z góry. Wyciągnęłam pistolet. Moją prawą nogę i obie ręce przeszywał ból, ale miałam to w nosie. Chciałam przeżyć i odnaleźć Yato.
***
Wybiegłam na strych, a tam natrafiłam na… Mojego syna. Leżał w kałuży krwi. Nie wiedziałam co się stało.
- Mama? Uciekaj ugryźli mnie – krzyknął, a mnie łzy stanęły w oczach. Miałam nie wiele czasu, ale życie bez nikogo, nie będzie miało dla mnie sensu – Ale zanim uciekniesz… Zabij mnie – wyszeptał i zamknął oczy czekając na ostateczny cios z mojej strony. Łzy zaczęły płynąć strumieniami z moich oczu. Chciałam go przytulić, ale nie potrafiłam.
***
Stałam tak, patrząc na Yato kilka minut. Na strych wpadł jakiś mężczyzna. Miał karabin maszynowy i kilka granatów. Gdy zobaczył mojego syna i mnie stanął jak wryty.
- Ugryźli was – spytał dość spokojnie.
- Tylko mnie, moją mamę nie… Niech mnie pan zabije, nie chcę zarażać – powiedział dość zdecydowanym tonem.
- Niech się pani odsunie – krzyknął. Niechętnie pobiegłam do najbliższego okna dachowego i nim wyszłam na dach. Płakałam, a moje serce zaczynało krwawić. Usłyszałam strzał. Zaczęłam się trząść. Na dach wyszedł również ten mężczyzna. Miał około 42 lat. Czarne włosy z kilkoma siwymi włosami, był całkiem przystojny. Dosyć umięśniony, wysoki. Podszedł do mnie:
- Nic pani nie jest – spytał.
- Nie – szepnęłam.
***
Zaczynało robić się ciemno, dlatego położyłam się i próbowałam zasnąć, ale świadomość, że pode mną leżą zwłoki mojego syna mnie dobijała. Ten facet mnie przytulił, ale nie było to zbytnio uczuciowe. Zimny uścisk, którym chciał polepszyć mój humor… Przez niego zasnęłam. Było dość spokojnie. Przeczekaliśmy falę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz