Ta noc była jakaś dziwna, nie mogłem spać. Raz po raz przewracałem się to na lewy, to na prawy bok. Gdy w końcu udało mi się ułożyć w wygodnej pozycji a sen zaczął powoli przychodzić do moich uszu dotarła głośne dudnienie z parteru. Niechętnie podniosłem się i wtedy usłyszałem trzask drzwi wyrywanych z zawiasu.
- Cholera! - zakląłem szybko wciągając na siebie spodnie i bluzę po czym zgarnąwszy plecak przygotowany na tą okazję wyszedłem czym prędzej przez okno, przeszedłem po gałęzi i zeskoczyłem na ziemię.
Bez zastanowienia pobiegłem w stronę centrum. Już jakiś czas temu znalazłem tam przejście do opuszczonego metra. Starałem się najbardziej jak tylko możliwe unikać Zarażonych co mi się skutecznie udawało do czasu... W końcu Zarażonych było stanowczo za dużo i poruszanie się po ziemi nie wchodziło w grę. Zdenerwowany rozejrzałem się dookoła. Moją uwagę przykuło wysokie drzewo. Bez zastanowienia wszedłem na nie i przeskakując na kolejne szybko przemierzałem trasę do miejsca, które miało mi uratować skórę. W końcu zacząłem coraz bardziej rozpoznawać okolicę a co za tym idzie domyśliłem się, że jestem coraz bliżej... W końcu moim oczom ukazał się malutki budynek przypominający małą szopkę. Szybko zeskoczyłem na ziemię i podbiegłem do niby szopki. Drżącymi dłońmi otworzyłem blaszane drzwi i wszedłem do środka zamykając szczelnie drzwi. Otworzyłem klapę w podłodze i wskoczyłem do środka tym samym znajdując się w podziemiach. Biegłem prosto jeszcze kilka minut aż moim oczom ukazał się lekko obdrapany plakat. Odsunąłem papier minimalnie a moim oczom ukazały się kolejne drzwi, otworzyłem je, wszedłem do środka i wcześniej poprawiając plakat zamknąłem drzwi na cztery spusty. Odszukałem ręką sznureczek a gdy go znalazłem pociągnąłem za niego. Momentalnie w pomieszczeniu rozbłysło światło. Odetchnąłem z ulgą rozglądając się po tajnym pomieszczeniu. Usiadłem na rozpadającym się fotelu i odłożyłem obok plecak. Teraz te gnojki mogą mnie w nos pocałować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz