Wczesny ranek, jeszcze przed piątą a Zarażeni już
przedarli się do dalszych części muru. Skacząc po dachach próbowałam przedostać
się jak najbliżej centrum walki. Jeszcze tylko kilka dachów dzieliło mnie od
rynku głównego, na którym miała odbyć się „rzeź” jak to ujął jeden z dowódców
Podziemnych. Plan był dość prosty, na dużym rynku miałam wysadzić bombę. Huk
spowodowany wybuchem przyciągnął by w to miejsce hordy Zarażonych a wtedy
żołnierze ustawieni na pobliskich domach rozpoczęliby ostrzał. W ten sposób
szybciej moglibyśmy wyeliminować większą grupę wrogów oraz nieco spowolnić
tempo w jakim dostawali się do dalszych części muru.
Po pięciu minutach dotarłam na rynek, stojąc na dachu
szukałam idealnego miejsca do podłożenia bomby, niestety na środku, przy starej
fontannie gdzie miałam zamiar ją podłożyć, krążyło co najmniej dwudziestu
Zarażonych. Rozejrzałam się dookoła szukając pomysłu, od aktywowania bomby do
jej wybuchu było około dziesięciu sekund więc mogłabym po prostu rzucić ją
zaraz po aktywacji, nie wiedziałam jednak, czy przypadkiem nie ulegnie
zniszczeniu gdy upadnie na ziemie. Trzeba było zaryzykować, wspięłam się na
dzwonnice, jeśli dobrze obliczyłam to z tamtego miejsca, po wyrzuceniu bomby ta
wybuchłaby w momencie zetknięcia się z ziemią. Wzięłam zamach, w ostatniej
chwili przycisnęłam przycisk aktywacji, ładunek wybuchowy przeleciał ponad
głowami Zarażonych i wybuchła gdy tylko wylądowała na podłożu. Martwe,
rozczłonkowane ciała Zarażonych odleciały na kilka metrów w tył. Ich zgniła
krew oraz równie zgniłe wnętrzności leżały dosłownie wszędzie. Z dalszych części
miasta dobiegł hałas wywołany nagłym poruszeniem wśród innych zarażonych.
Pozostawili walczących Unikatowych i Podziemnych by jak najszybciej dotrzeć na
rynek skąd dobiegł ich hałas.
Gdy tylko zebrała się ich większa grupa, rozpoczęto
ostrzał, ponad dachami domów pojawili się Podziemni ale również kilku
Unikatowych, którzy przeszywali kulami kolejnych Zarażonych powalając ich na
ziemię. A ci napływali ze wszystkich stron, odciążeni żołnierze również
śpieszyli w kierunku rynku by wesprzeć walczących tutaj. Przyglądałam się temu
z uśmiechem, dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że ja sama nie posiadam
żadnej broni i nie mogę wziąć udziału w tępieniu tych potworów. Ogarnęłam wzrokiem
wojowników, na przeciwko dzwonnicy, na dachu niewysokiego dachu stał mój
cudowny kuzynek. Skacząc po dachach dotarłam do niego i zaszłam go od tyłu.
- Bu! – krzyknęłam mu do ucha.
Podskoczył zaskoczony i odwrócił się do mnie
niezadowolony.
- Czego tu? – zapytał przyglądając mi się uważnie.
Spojrzałam na torbę, którą miał przy sobie. Otworzyłam
szerzej oczy ze zdziwienia.
- Masz granatnik?!
Chłopak kiwnął głową i wrócił do strzelania w
Zarażonych. Wzięłam bron do ręki i obejrzałam ze wszystkich stron. Przykucnęłam
na skraju dachu i wycelowałam. Pociągnęłam za spust a w jednej chwili kamienna
rzeźba stojąca na rynku rozbryzgała się na kawałki trafiając Zarażonych i
miażdżąc im w ten sposób ciała. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Cała
destruktywna moc w moich rękach.
- Czemu to zawsze ty dostajesz takie cacuszka? –
zapytałam nie ukrywając niezadowolenia z tego faktu.
Takeru nie odpowiedział zajęty mordowaniem Zarażonych.
Krótkofalówka która wystawała z kieszeni jego spodni zaszumiała. Chłopak wziął
ją do ręki i klikną przycisk. Odezwał się cichy, niezrozumiały bełkot po którym
Takeru wstał i bez słowa oddalił się. Pewnie przydzielili mu jakąś misję.
Wystrzeliłam jeszcze kilka pocisków, ostatni z nich trafił w podstawę
mniejszego domu, który po chwili runął na Zarażonych. Założyłam granatnik na
ramię i postanowiłam poszukać Takeru. Nie mógł oddalić się na dużą odległość,
po chwili ujrzałam go jak trzyma pod ramię jakiegoś mężczyznę. Był uzbrojony
więc musiał być żołnierzem, po chwili dostrzegłam kilka odznak na jego piersi
co oznaczało, że był generałem. Za nimi podążał Zarażony, który zbliżał się do
nich w szybkim tempie. Takeru chwiejąc się pod ciężarem ciała nie mógł celnie
strzelić więc potwór dalej parł przed siebie. Zanim ktokolwiek zareagował,
rzucił się na mężczyznę i zatopił swoje zęby w jego ramieniu. Szybko dobiegłam
do Takeru i odciągnęłam go na bok. Upuścił swoją broń ale teraz to nie miało
znaczenia. Wspięliśmy się na dach budynku i obserwowaliśmy jak Zarażony pożera
wciąż żywego mężczyznę. Jego przerażające krzyki zwołały więcej Zarażonych,
którzy dołączali do posiłku.
- Mamy tylko granatnik – zauważyłam –więc chyba nie
powinniśmy dalej walczyć, zrobiliśmy co mieliśmy, wracajmy.
Chłopak pokiwał głową i ostatni raz spojrzał na mężczyznę.
~
Siedziałam w bezpiecznej strefie i popijając wodę
naklejałam plastry i opatrunki na wszelkie zadrapania. Takeru usiadł obok mnie.
- I jak? Dostałeś opierdziel za niewykonanie misji?
- Coś ty, wyobraź sobie, że ten stary pryk był taki
zrzędą, że właściwie pogratulowali mi za to, że nie udało mi się go uratować. A
poza tym, mogłaś mi przecież pomóc.
- Ta, strzelić granatem i urwać ci głowę - powiedziałam z ironią w głosie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz