-Nie radzę iść teraz do miasta, jeśli to planowałeś – zaśmiał się. – Trochę nam się sprowokowało Unikalnych – ponownie zachichotał.
Kolejny mężczyzna przewrócił oczyma i poprawił sportową torbę, wiszącą mu na ramieniu. Prawdopodobnie były w niej łupy. Szarooki oparł się o kamienną, zimną ścianę i patrzył jak towarzysze odzyskują oddech. Wymienili kilka zdań, trójka widocznie uznała, że nic już im nie grozi, bo widocznie się rozluźnili.
-Zamknij się durniu! – syknął nagle ten od torby, po czym trzepnął kolegę w głowę. – Słyszeliście?
Zebrani nagle wstrzymali oddech, próbując usłyszeć to, co czarnowłosy chłopak. Kilka głosów, odbijających się echem od ścian. Po chwili ktoś krzyknął, że znalazł ślad uciekinierów i rozległ się chlupot, spowodowany przez ludzi biegnących w wodzie. Podziemni rzucili się do biegu. Z jednego z przejść wybiegło kilkunastu żołnierzy, którzy zaczęli gonić znienawidzonych rebeliantów. Eylan skręcił gdzieś, znikając z oczu reszty. Nie wiadomo skąd, z ciemności wyłonił się jeszcze jeden Unikalny, który od razu przyparł niższego chłopaka do ceglanej ściany, nieco podduszając. Jasnowłosy wypuścił pistolet i złapał za rękę mężczyzny, chcąc rozluźnić jego chwyt. Nie wyszło, ale nagle przypomniał sobie o nożu, dyndającym za paskiem. Tak, by nie dać mu czasu na reakcję, wyjął go i wbił w przedramię napastnika. Głośny wrzask rozdarł ciszę. Blondyn kaszlał przez chwilę, ale szybko otrząsnął się i przyłożył wrogowi w skroń trzonem noża, co sprawiło, że stracił przytomność. Zaczął szukać jakiejś drogi ucieczki, bo krzyk żołnierza na pewno zwabił resztę jego towarzyszy. Zostawił pistolet razem z rannym i przez chwilę rozważał pójście po niego, jednak było to zbyt ryzykowne. Przemykał kanałami, coraz bardziej zirytowany tym, jak bardzo pokręcone są te wszystkie drogi. Nagle zobaczył gdzieś w kącie siedzącą postać. Ze zdziwieniem rozpoznał Alex.
-A ty nadal tu? Może jednak potrzebujesz pomocy? – wyszczerzył się.
-Już opatrzyłam tą ranę – warknęła. – Na twoje nieszczęście, nie wykrwawię się jeszcze.
-Oj, to smutne. A teraz idziesz ze mną – powiedział nagle zadowolony i oparł ręce o biodra.
Dziewczyna uniosła w odpowiedzi brwi. Nawet nie drgnęła.
-Jakim prawem mi rozkazujesz?
-Nie rozkazuję, tylko ratuję ci tyłek. Za kilka minut wpadną tu w pełni uzbrojeni umundurowani i nie zostanie po nas wiele. Chyba, że wolisz dostać jeszcze kilka razy.
-Umiem się obronić – oznajmiła z lekkim oburzeniem.
-Tak, tak. Ciekawe jak poradzisz sobie z kilkunastoma Unikalnymi. W sumie chciałbym to zobaczyć. Ciekawe przedstawienie.
-Wątpisz w to, że mi się uda?
-Nie, oczywiście, że nie. Może inaczej. Czy ruszysz się, księżniczko, z tego cuchnącego kanału i pójdziesz ze mną?
Postawa chłopaka jednak wyrażała pewną ironię. Zapanowała chwila ciszy. Alex wkurzyła się, jednak nie pokazała tego po sobie.
-Mógłbyś mnie tak nie nazywać, młody?
-Chyba ci nadepnąłem na odcisk – na jego twarzy powstał przysłowiowy banan.
-Zamknij się. Mam już dosyć twojej obecności.
Wstała i zaczęła odchodzić, a wielce uradowany King w krok za nią. Od czasu do czasu proponował inny kierunek, tłumacząc, że szybciej dotrą do wyjścia.
-Ej, pospiesz się. Złapią nas jeszcze, a ja nie mam broni – fuknął.
-To idź i przestań się za mną pałętać.
-Za późno. Wybrałem cię i tak jakby jesteś na mnie skazana.
Spojrzał na nią, ciekaw reakcji na te słowa. Czy może raczej się wkurzy, czy przyjmie to obojętnie.
<Alex?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz